środa, 10 lutego 2016

Rozdział 13 "Silly Hopes"

  Leżałam nieruchomo wpatrując się w ścianę przede mną. Niall oplótł ramionami moją talię przysuwając mnie do siebie. Stykałam się plecami z jego klatką piersiową czując umiarkowane bicie serca. Dłoń farbowanego blondyna odnalazła moją splatając palce razem.
-Kiedy ten koszmar się skończy...-Mruknęłam słysząc hałas z sąsiedniego pokoju. Po kilku uderzeniach usłyszałam krzyk i znowu zaczynał walić w ścianę. Po kilku minutach uspokajał się i padał na łóżko zalewając się łzami. Następne dwie godziny mijały w grobowej ciszy. Wszyscy jednomyślnie używaliśmy ściszonych głosów, jednak na nic się nie umawialiśmy.
-Miejmy nadzieję, że już wkrótce.-Niall złożył delikatny pocałunek na mojej skroni ściskając moją dłoń. Przymknęłam oczy czując wszechogarniające zmęczenie. Nikt z nas nie był w stanie zmrużyć oka na dłużej niż godzinę. Kawa była jedynym, co nas nadal utrzymywało na nogach.-Prześpij się. Obudzę cię w razie potrzeby.-Niall okrył mnie kocem. Spojrzałam na jego twarz wyrażającą troskę. Sam nie wyglądał lepiej ode mnie. Pokiwałam głową wtulając głowę w poduszkę. Nie czekałam zbyt długo na sen.
  Przewróciłam kolejną stronę książki delikatnie podrygując nogą w rytm piosenki dochodzącej ze słuchawek. Gdy doczytałam bieżący rozdział wsunęłam zakładkę między strony, aby wiedzieć, gdzie skończyłam. Wyłączyłam muzykę wyjmując słuchawki z uszu. Podskoczyłam w miejscu, gdy spostrzegłam siedzącego na krześle w rogu pokoju Liama.
-Długo tu jesteś?-Zapytałam próbując unormować bicie serca.  Wstałam z łóżka próbując wyplątać się z dużego koca. Liam uśmiechnął się nieznacznie. Przez głowę przemknęło mi, że mógł być na lekach psychotropowych, jednak szybko odrzuciłam tą możliwość.
-Przyszedłem przeprosić. Na prawdę nie powinienem był mówić tych rzeczy, wcale tak nie myślę.-Skrucha była wręcz widoczna na jego twarzy, gdy wypowiadał te słowa. Odrzuciłam grubą pokrywę na łóżko.
-Nie masz za co przepraszać, Liam.  Wiedziałam, że nie chciałeś mnie skrzywdzić wykrzykując takie rzeczy i nie mam ci tego za złe. Myślę, że gdybym była w podobnej sytuacji, zareagowałabym podobnie. Nie ma w tym nic złego.-Powiedziałam miękkim głosem starając się powstrzymać emocje. Liam uśmiechnął się niewyraźnie i spojrzał na mnie ze skruchą.
-A jak ty się czujesz?-Zapytał troskliwie.
-Dzięki za troskę, ale wiesz, że to nie o mnie w tym wszystkim chodzi.-Nie mogłam odpowiedzieć, że jest okej. Wtedy brzmiałoby to tak, jakby porwanie Megan było dla mnie błahostką. Nie potrafiłam też powiedzieć, ze jest ze mną źle mając przed oczami chwile, w których widziałam wrak człowieka zamiast Liama. Brunet zmarszczył brwi, a we mnie zrodził się niepokój, że powiedziałam coś nie tak.
-Wiem, że jesteś silną kobietą, ale gdybyś kiedykolwiek potrzebowała rozmowy, rady lub po prostu czyjejś obecności ja, Louis, Harry i Zayn jesteśmy tu dla ciebie, Victoria. Jeżeli z jakiś powodów nie będziemy mogli Cie wesprzeć, otacza Cię tylu niesamowitych ludzi, którzy są gotowi do pomocy. Ashton, Calum, Luke... W nich też masz przyjaciół, Vicky. Pamiętaj o tym nie tylko teraz, ale w przyszłości. Kocham Cię siostro.-Liam dokończył swoją wypowiedź szeptem i uścisnął mnie mocno. Czułam drżenie jego ciała i niespokojne bicie serca. Nie wiedziałam, co chłopak miał na myśli. Byli moimi przyjaciółmi, to przecież oczywiste, nie musiał mi o tym przypominać. Nie potrafiłam rozszyfrować jego intencji, a wymówka o silnych lekach nie była dla mnie wystarczająca. Czy pominął Nialla przypadkiem, czy też miało to większy sens? Liam wypuścił mnie z objęć posyłając mi ostatni pokrzepiający uśmiech, na który odpowiedziałam tym samym. Skierował się w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Obróciłam twarz w stronę dużego lustra wiszącego na ścianie. Chociaż wiedziałam, że to Liama najbardziej niszczy bieżąca sytuacja, nie potrafiłam znaleźć Siebie w swoim odbiciu. Zbliżyłam się do zwierciadła i dokładnie przyjrzałam się twarzy. Skóra była ziemista od płaczu, złej diety, braku snu i nie wychodzeniu na zewnątrz. Oczy miałam przekrwione i podkrążone, wargi spierzchnięte, a włosy suche i poczochrane. Nie było ze mną najlepiej, ale miewałam gorsze chwile. To porwanie uderzyło we wszystkich niczym huragan Katrina w Nowy Orlean. Każdy z nas powoli zmieniał się w chodzącą parodię człowieka. Traciliśmy z oczu nasze cele, a gdzieś z tyłu głowy kołatała się nam myśl, że osiągnęliśmy dno. Wszyscy. To było jak efekt domina. porwanie doprowadzało do ruiny Megan, o której stanie nie mieliśmy żadnych informacji, Liama i mojego ojca, a jej męża. Rozpacz ojca uderzała we mnie z oczywistych względów. Liam oddziaływał na resztę zespołu i po części też na mnie.To wszystko zebrane w całość zabijało nas od środka. Mimo nadmiaru cierpienia w ciągu ostatnich dni, mimo rozpaczy kumulującej się w domu, mimo wszechogarniającej pustki, która powoli odsuwała nas od siebie, ja miałam najgłupsze nadzieje, jakie mogłam kiedykolwiek mieć. Miałam nadzieję, że jest jeszcze więcej cierpienia w tym domu. Miałam głupią nadzieję, że ja oddziałuję na Nialla, że wciąż mu zależy, a wyznania miłości nie były tylko pustymi słowami. Miałam taką nadzieję za każdym razem, gdy przypadkiem nasze spojrzenia się skrzyżują. Wtedy nie widzę nic. Nie widzę już tej wesołości w jego spojrzeniu, tej iskry, która utwierdzała mnie w twierdzeniu, że nadal mu zależy. Nie widzę już tego, co niegdyś rozwiewało moje wątpliwości. Nie czuję tego w jego objęciach. Nie słyszę tego w jego słowach. I za każdym razem zastanawiam się, czy to ja, czy on. Czyje uczucia gasną z dnia na dzień coraz bardziej?
Byłam głupia martwiąc się o nasz związek w tym czasie, gdy powinnam zamartwiać się o Megan i jej syna. Byłam głupia i naiwna myśląc, że moje zmartwienia mogą się równać z tragedią jaka ich spotkała. Ale nie potrafiłam wyprzeć tej myśli ze swojej świadomości. Nie potrafiłam uwierzyć, że to tylko złudzenie. Nie mogłam powstrzymać swoich łez, gdy patrzyłam w swoje odbicie. Widziałam ziejącą z moich oczu pustkę na myśl o przyszłości. Nie widziałam nic poza tym. odwróciłam się od lustra stając przodem do otwartych drzwi. Harry zatrzymał się patrząc ze smutkiem w moją stronę, ale nie powiedział nic. Nie odezwał się nawet wtedy, gdy z mojego gardła wyrwał się szloch, a na moje policzki wypłynęły słone łzy. Widziałam w jego spojrzeniu coś, co nie pomogło mi tego zatrzymać. Staliśmy naprzeciwko siebie. Drżałam próbując opanować wybuch płaczu, a Harry stał bezruchu z opanowaniem na twarzy, jakby znał przyszłość. Otarłam łzy rękawem swetra i zaśmiałam się z własnej głupoty. Śmiałam się ze swojego wybuchu emocji, których nie potrafiłam nazwać i uzasadnić.
-Przepraszam, Harry. Ja tylko... musiałam dać upust emocjom.-Powiedziałam z zawstydzeniem wbijając wzrok w podłogę.
-Okej.-Powiedział i zniknął za drzwiami swojego pokoju zostawiając mnie samą z rozbrzmiewającym po domu cichym dźwiękiem kroków idących po schodach. Nasłuchiwałam, a moje serce zdawało się bić w rytmie Jego kroków. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy cień zgarbionej sylwetki pojawił się na korytarzu. Wiedziałam do kogo należy. Wiedziałam, gdzie był i z kim. Nie wiedziałam w jakim celu. Moje serce zatrzepotało niespokojnie, gdy cień stawał się wyraźniejszy, a kroki  głośniejsze. Zacisnęłam zęby modląc się o maleńką iskierkę w spojrzeniu. Zacisnęłam powieki, a przed oczami ujrzałam obraz, za którym tak tęskniłam.
Ale gdy je otworzyłam jedyne co widziałam, to pustaka ziejąca z niebieskich oczu patrzących na mnie z odległości.


__________________
Minęło sporo czasu odkąd ostatnio tu zaglądałam. Tyle samo czasu minęło odkąd usunęłam posty z tego bloga zamykając tym samym tą historię przed światem.  Nie pragnęłam niczego więcej oprócz zapomnienia o swoich żenujących "umiejętnościach" pisarskich. Ale nadszedł dzień, w którym sięgnęłam po swoje opowiadanie po raz kolejny, tym razem bardziej świadoma i  krytyczna. Wytknęłam samej sobie w duchu każdy błąd. I po tych kilku miesiącach, kiedy panował we mnie spokój, a ja ograniczyłam swoją twórczość jako ujście emocji trzymane w ukryciu, obudził się we mnie żal do samej siebie. Żal, że to zostawiłam. Odezwał się we mnie sentyment do pierwszego opowiadania, wspomnienie radości z najmniejszego osiągnięcia, smutek, gdy kończyłam część pierwszą. Czułam wręcz pustkę, a ta historia do mnie wróciła i znowu ją poczułam. Poczułam ją w sobie i wiedząc, że nie zapomnę o tym ponownie winiłam siebie za porzucenie tego wszystkiego w środku historii. Mam tą świadomość, że moje opowiadanie nigdy nie miało odzewu, ale robię to dla siebie. Znowu publikuję, jednak tym razem tylko część drugą,  która zadowala mnie jakością bardziej niż pierwsza. W świetle perypetii bohaterów w kontynuacji nie widzę bardzo ścisłego związku z przeszłością.
Robię to dla siebie.


 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 12 "Fury"

Tydzień później
  Zapukałam w drewnianą powierzchnię czekając na jakąkolwiek reakcję. Po kilkunastu sekundach ciszy postanowiłam wejść do środka. To, co tam zastałam złamało mi serce. Zwinięty w kłębek Liam siedział na łóżku delikatnie kołysząc się na boki. Łzy już dawno przestały spływać po jego twarzy. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci ostatnimi wydarzeniami, jednak nikt z nas nie czuł tego samego, co on.

Dwa dni wcześniej
-Ja odbiorę!-Krzyknął Liam zbiegając ze schodów. Kontynuowałam wyjmowanie szklanek z witrynki uśmiechając się do bruneta. Odwzajemnił mój gest. Cieszył się jak dziecko, odkąd dowiedział się, że dzisiaj wreszcie odwiedzi nas jego matka. Payne podniósł słuchawkę odzywając się radośnie. Spojrzałam na niego, gdy nic więcej nie mówił. Wyraz jego twarzy zmienił się w ułamku sekundy. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Liam próbował oprzeć się o blat komody. Jego drżąca ręka strąciła na podłogę wazon z kwiatami. Szkło rozprysnęło się po podłodze, woda utworzyła wielką kałużę, kwiaty połamały się. Mój umysł nie rejestrował dźwięków. Trzymane w dłoniach talerze wysunęły się z moich rąk, gdy brunet opadł na kolana wypuszczając telefon z dłoni. Kątem oka zarejestrowałam sylwetkę Nialla wbiegającego do salonu. Moje nogi same poniosły mnie w stronę klęczącego Liama. Miał pusty wyraz twarzy, jakby nie chciał dopuścić do siebie rzeczywistości. Nie zważając na kawałki szkła moje kolana zderzyły się z posadzką. Brunet nawet nie drgnął. Zaczęłam nim potrząsać, szarpać go za ramie pytając, co się stało. Wydaje mi się, że krzyczałam. Wiedziałam, że to nie zwiastowało niczego dobrego. Nie zwracałam uwagi na zdezorientowanych domowników. W końcu Liam uniósł głowę i przemówił cichym głosem.
-Porwali ją.
Czas się zatrzymał.

-Liam...-Położyłam dłoń na umięśnionym ramieniu brązowookiego.-Policja już szuka Megan. Twoja matka...
-Wyjdź.-Powiedział twardo nadal patrząc przed siebie. Nie zareagowałam.-Wyjdź!-Jego krzyk rozniósł się po pokoju.
-Nie zostawię cię samego.-Ja także przyjęłam twardą postawę. Byłam gotowa trwać przy nim dopóki ten horror się nie skończy. Chciałam przy nim być w tym momencie.
-Wnoś się stąd! To wszystko wina twojego ojca! Gdyby nie on i jego policyjne gierki, nadal by tu była! Nienawidzę go! Zniszczył nam życie!- Liam zaczął wrzeszczeć wstając i podchodząc do mnie.-Kochała go, a on?! Ten sukinsyn zafundował jej pewną śmierć!-Chciałam otworzyć usta, żeby stanąć w obronie swojego ojca, ale Liam mi w tym przeszkodził. Poczułam silny uścisk na ramionach.-Nie próbuj go bronić! Dobrze wiesz, że mam rację! Wiesz, kto jest następny na liście?
-Liam...-Zaczęłam łamiącym się głosem, gdy gwałtownie mną potrząsał. Próbowałam się uwolnić z jego rąk, jednak wszelkie starania poszły na marne. Łzy zbierały się pod moimi powiekami powoli zamazując widok wściekłej twarzy Liama.
-Ty. Ty jesteś następna w kolejce na odstrzał! Kiedy to do ciebie dotrze? Jeżeli coś stanie się mojej matce... Co ja pieprzę, przecież już jej się stała krzywda! To wina tego psa! Ten sukinsyn jest za to odpowiedzialny! Ten sukinsyn, którego uważasz za ojca! To prędzej, czy później cie zabije! Zanim się obejrzysz, będziesz w grobie! Czeka cię taki sam los, jak moją matkę!-Jego słowa wbijały się w moje serce jak sztylety raniąc mnie. Wiedziałam, że nie był sobą.
-Megan nadal żyje. Nie skazuj jej na śmierć!-Powiedziałam dławiąc się łzami. To nie był ten troskliwy Liam. To był ktoś inny.
-Liam, do cholery, przestań!-Nie potrafiłam rozpoznać do kogo należał głos, który słyszałam za sobą. Payne prychnął z kpiącym uśmieszkiem. Rzucił krótkie spojrzenie osobie stojącej za mną.-Victoria próbuje ci pomóc. Wszyscy chcemy ci pomóc, Liam. Przyjaciele na dobre i na złe, pamiętasz? Wiemy, że cierpisz, ale...
-Gówno wiecie!-Brunet pchnął mnie w tył wykrzykując te słowa. Chciałam wierzyć, że robi to nieświadomie. Nie byłam w stanie złapać równowagi. Przed upadkiem ochroniły mnie czyjeś ramiona. Spojrzałam w tył z trudem rozpoznając Harry'ego. Moja wizja nadal była zamazana utrudniając funkcjonowanie. Harry pomógł mi stanąć na nogi i próbował wyprowadzić mnie z pokoju. Opierałam się nie chcąc zostawiać Liama samego.
-Louis się nim zajmie.-Nie miałam siły walczyć z brunetem.
-Nienawidzę go, słyszysz?! Nienawidzę wszystkiego, co z nim związane! Nienawidzę ciebie! Nie jesteś moją siostrą i nigdy nią nie byłaś!-Słysząc te słowa coś we mnie pękło. Nie słyszałam już nic, bezmyślnie poddawałam się Harry'emu. Byłam pusta w środku. Moja wrażliwość na bodźce jakby zniknęła, a moje ciało zdawało się odłączyć od duszy. Nie zareagowałam, gdy Harry zamknął mnie w uścisku. Wydawało mi się, że coś do mnie mówił, jednak nie potrafiłam rozszyfrować jego słów.
   Nie wiem, jak dużo czasu minęło, odkąd siedzę i gapię się w ścianę. Krzyki ucichły, a Harry cały czas siedział obok.
-Co z nim?-To było jedyne, co udało mi się wydusić. Moje gardło było suche.
-Śpi. Jest totalnie wycieńczony. Zayn szuka dla niego jakiegoś dobrego psychologa.
-On nie potrzebuje psychologa. On potrzebuje nas.-Zaprotestowałam patrząc na bruneta.
-Victoria, sami nie damy rady mu pomóc.-Zamilkłam myśląc nad jego słowami. Może mieli rację? Liam nie ma złamanego serca, nie dostał złej oceny w szkole. On może stracić matkę w najgorszy możliwy sposób. Postanowiłam nie drążyć tematu.
-Gdzie jest Niall?-Zapytałam orientując się, że jestem w jego sypialni, bez niego. Styles wziął głęboki oddech, jakby to, co miał mi powiedzieć było czymś trudnym.
-Pojechał do wytwórni, ktoś musiał porozmawiać z menedżerem.
-O czym?-Spytałam bawiąc się rękawem swojej bluzy. Niall znowu gdzieś pojechał nie mówiąc mi w jakim celu i gdzie się udaje.
-Bądźmy szczerzy. Nikt nie jest pewien, co wydarzy się w najbliższym czasie. Nikt nie zna zakończenia tej beznadziejnej sytuacji, ale szanse na happy end są marne. Nie możemy tracić nadziei, ale nie liczmy na cud. Niewiele takich przypadków ma szczęśliwe zakończenie. Należy wziąć pod uwagę przesuniecie trasy koncertowej o kilka miesięcy lub jej odwołanie. W najgorszym przypadku zespół się po prostu rozpadnie.-Harry zachowywał stoicki spokój mówiąc o tym wszystkim. Nie mogłam uwierzyć w jego słowa.-Może tak byłoby lepiej. Dla nas, dla ciebie, dla wszystkich.-Dodał ciszej wstając z miejsca. Mój wzrok nadal był wbity w miejsce, gdzie przed chwilą siedział. Odnosiłam wrażenie, że Harry już dawno pogodził się z tym scenariuszem.
-O czym ty mówisz?-Zespół był dla nich wszystkim, nie wierzę, aby tak po prostu chcieli z tego zrezygnować.
-Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem u siebie w pokoju. Louis pewnie nadal siedzi przy Liamie.-Harry wyszedł zamykając za sobą drzwi. nie potrafiłam zrozumieć sytuacji, w której się znaleźliśmy. Już nic nie było takie same. Jeszcze zanim to się stało, Niall, Harry i Louis chodzili ze smętnymi minami. Często nie spali w nocy po prostu siedząc bezczynnie albo pisząc piosenki. Znajdowaliśmy się w centrum wydarzeń, o których nawet nie miałam pojęcia. Nie miałam wątpliwości, że coś ukrywają.

 Leżałam z zamkniętymi oczami nie ruszając się. Słyszałam wszystko, co działo się w okół, ale nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Alkohol nadal szumiał w mojej głowie, a sen nie chciał przyjść. Wiedziałam, że Niall był w pokoju. Ze spokojem wdychałam zapach jego perfum, którym przesiąknięta była koszulka. Poczułam, że materac koło mnie ugina się pod ciężarem ciała. Ciepła  dłoń dotknęła mojego policzka odgarniając z niego irytujące włosy. Nareszcie.
-Jestem tchórzem, że nie powiem ci tego, gdy będziesz w pełni świadoma. Kocham Cię, wiesz? Jesteś dla mnie wszystkim. Ostatnio ciągle cię ranię i pewnie zrobię to jeszcze nie raz, ale chcę... Chcę, żebyś wiedziała, że wszystko, co robię... Robię to dla ciebie bo cię kocham i chcę cię chronić. Jeżeli nie będzie innego rozwiązania, będę musiał cię zranić. To nie zależy ode mnie. Ale cokolwiek by się nie stało, kiedyś wreszcie będziemy mogli być razem już na zawsze. Wychowany razem dzieci, potem wnuczęta...-Chciałam odpowiedzieć, że też go kocham albo zapytać, o co chodzi. Jednak mój organizm zbuntował się przeciwko mnie nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Poczułam, jak ciepłe wargi Nialla dotykają mojego policzka, a po chwili na moją skórę spłynęła pojedyncza kropla. Zasnęłam w objęciach niebieskookiego zatrzymując w pamięci jego słowa.
Razem już na zawsze...

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 11 "Waiting all night"


  Naciągnęłam kaptur na głowę otulając się szczelniej materiałem bluzy. Byłam całkowicie opanowana. W końcu zaraz mnie zatrzyma, prawda? Nie pozwoli mi iść w środku nocy w niewiadomym kierunku. Zatrzymaj mnie, zatrzymaj. Proszę. Moja nadzieja przepadła z chwilą, gdy zwyczajnie odpalił silnik. Nie zatrzymałam się, chociaż tak bardzo chciałam z nim szczerze porozmawiać. Przyspieszyłam kroku nie powstrzymując łez. Co tak na prawdę jest między nami? To takie żałosne. Kłócimy się i godzimy. Czasem mam ochotę rzucić swoje dotychczasowe życie w cholerę i zacząć od nowa. Pieprzony kłamca. Mówi o miłości, a teraz tak zwyczaj nie odjeżdża. Mógłby mieć chociaż na tyle przyzwoitości, żeby wrócić do domu, a nie tam, gdzie czasami znika na noc. Myślał, że nie wiem? Musiałabym być na prawdę głupia, żeby nie zauważyć jego zniknięcia w nocy. Po prostu wstaje, ubiera  się i wychodzi. Już nie wspomnę o szeptach w kuchni, które cichną, gdy pojawiam się na horyzoncie. A te tajemnicze wiadomości i telefony? Nigdy nie pytałam, o co chodzi. Owszem, niepokoiło mnie to wszystko, ale byłam zbyt zaślepiona czułymi słówkami, żeby cokolwiek mu o tym powiedzieć. Nie czytałam jego prywatnych wiadomości. Jaka ja byłam głupia! Jeżeli ten dupek mnie zdradza... 
Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem zatrzymując się z powodu rozmazanej wizji. Co za dupek! Siedziałam cicho, nie chcąc niczego psuć, a on urządzał mi sceny zazdrości o nic! Czułam mocne pulsowanie w okolicach skroni od nadmiaru sprzecznych emocji. Z jednej strony był pieprzonym kłamcą i coś ukrywał, ale nadal mu wierzę. Mam dość życia z nim, ale nie potrafię bez niego. Nienawidzę go prawie tak bardzo, jak go kocham. Podniosłam oczy rozglądając się po okolicy. Wytarłam łzy zgromadzone w kącikach moich oczu i dokładniej przyjrzałam się neonowemu szyldowi jednego z barów całodobowych. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam przeglądać listę kontaktów. Nie wiedziałam do kogo mogłabym zadzwonić o tej porze. Luke. Odpada. Przecież nie powiem mu "hej, mój chłopak, a może nawet już były, jest/był o ciebie zazdrosny i uważa, że jesteś napalonym dzieciakiem". Domownicy też odpadają. W końcu zawsze trzymają stronę Nialla. Calum... Przed chwilą od niego wyszliśmy, odpada. Jasna cholera, raz kozie śmierć! Wybrałam numer z listy kontaktów i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam. Po dwóch sygnałach odebrał.
-Ashton?-Spytałam słabym głosem. W moim gardle utworzyła się gula, która odebrała mi mowę.
-Coś się stało? Chcesz porozmawiać? Victoria!-Nie potrafiłam odpowiedzieć. Jestem pewna, że słyszał mój płacz.-Gdzie jesteś?-Z trudem podałam mu nazwę pobliskiego baru. Poinformował mnie, że będzie za góra pięć minut. Do jasnej cholery, jest środek nocy, a ty zawracasz głowę osobie, która nie jest nawet twoim przyjacielem. 
Jestem żałosna. To nie odwołalne i potwierdzone. Jestem największą idiotką w promieniu stu mil. Albo  i więcej. Usiadłam na schodku starej kamienicy i zwinęłam się w kłębek płacząc. W tej chwili nie obchodziło mnie, jak bardzo żałośnie wyglądałam, czy swoim szlochem obudzę mieszkańców. Po prostu płakałam mocząc swoją bluzę i prawdopodobnie brudząc ją tuszem do rzęs.
Nie wiem ile czasu tak spędziłam, ale łzy już powoli zaczynały wysychać. Wzdrygnęłam się czując, jak ktoś siada bok. Spojrzałam na Ashtona. Jego włosy były w nieładzie przez delikatny wietrzyk. Trzymał dłonie w kieszeniach bluzy i patrzył na mnie z cierpliwością. Po chwili sięgnął do czarnego plecaka leżącego koło jego nogi. Podał mi szklaną butelkę z przezroczystą cieczą z delikatnym uśmiechem.
-Śmiało.-Zachęcił mnie poszerzając uśmiech. Nie pewnie chwyciłam ćwierćlitrową buteleczkę.-Nie pomaga, nie rozwiązuje problemów za Ciebie, ale to sprawdzony sposób na znieczulenie. Nie wiedziałem, czy lubisz owocową, więc wziąłem czystą.-Powiedział wyjmując taka samą buteleczkę dla siebie. Odkręciłam i pociągnęłam sporego łyka. Wykrzywiłam twarz czując niesamowicie silne pieczenie w gardle. Odkaszlnęłam próbując się tego pozbyć. Usłyszałam głośny śmiech blondyna.
-Po jakimś czasie już nawet nie będziesz tego czuła. Ale warto się chwilę przemęczyć. To na prawdę sprawdzony sposób.
-Z fatalnym skutkiem ubocznym.-Mruknęłam, ale mimo to upiłam kolejnego łyka.
-Daj spokój, nic nie przebije skutków ubocznych po znieczulaniu Luke'a.-Powiedział odchylając głowę w tył, jakby rozkoszował się blaskiem słońca, ale mamy środek nocy. Co jakiś czas upijał mały łyk przezroczystej cieczy.-Miałem nadzieję, że spytasz o szczegóły, ale nie spytałaś. I tak ci opowiem. Nie uwierzysz, ale nasz mały Luke zakochał się niedawno w zajętej dziewczynie. Dasz wiarę?! Wtedy jeszcze osiemnastoletni chłopczyk, który był dla mnie jak młodszy brat, wpadł po uszy! Dwa dni próbowaliśmy się z nim skontaktować, co skończyło się wyłamaniem zamka w jego mieszkaniu. No i pojawiliśmy się z całym plecakiem alkoholu, kilkoma pudełkami pizzy i papierosami. Był tak pijany, że nie był w stanie przez dwa kolejne dni zadzwonić po ślusarza, żeby wymienić zamki. Dobrze, że już mu przeszło. Były z tym same problemy. Obiło mi się o uszy, że ma już kogoś innego na oku. Oby tylko nie okazała się tak beznadziejnym wyborem, jak poprzednia. Głupia zdzira.-Zakończył swój długi monolog głębokim westchnięciem.
-Nawet jej nie znasz, więc nie powinieneś tak o niej mówić.
-Złamała serce mojemu przyjacielowi, mam do tego prawo.-Zakończyłam te temat rozmyślając nad przyjaźnią facetów. Udają niewzruszonych, a tak na prawdę wskoczyliby za sobą w ogień. Pogmatwane.
-Czemu pijesz ze mną? Masz przyjaciół, świetną dziewczynę...
-Nie chcę, żebyś upadła na samo dno pijąc samotnie. Poza tym, czego nie zrobi się dla przyjaciółki?-Oh. Nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Ashton uważa mnie za przyjaciółkę.-Nie chcę naciskać, ale czemu cię znieczulamy?
-Niall to dupek, który ma przede mną jakieś tajemnice, a mi robi wyrzuty o coś, na co nie mam wpływu. Rozumiem, że każdy ma swoje tajemnice, ale nie musi mi robić awantury o nic, a następnie zostawić w środku nocy, samą na parkingu.-Wyrzuciłam z siebie na  jednym wydechu. Nastała cisza przerywana odgłosami nocnego miasta. Ashton niespodziewanie wstał otrzepując spodnie. Podał mi rękę, abym zrobiło to samo.
-Idziemy.
-Gdzie?-Spytałam dorównując mu kroku.
-Spytałbym, jak się zapatrujesz na piątkową imprezę z moją skromną osobą, ale nie masz wyboru.

Oczami Nialla
Opierałem się o ścianę domu wypalając kolejnego papierosa. Kolejny raz wybrałem numer Victorii i przyłożyłem telefon do ucha. Przekląłem pod nosem słysząc automatyczną sekretarkę. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że zostawiłem ją tam samą. Zdeptałem niedopałek czubkiem buta wdychając nocne powietrze. Spojrzałem na zegarek. Dwanaście minut po trzeciej. Moją uwagę zwrócił głośny śmiech. Po chwili zza rogu  wyłoniła się dwójka ludzi. Chłopak podtrzymywał chwiejącą się dziewczynę. Szybkim krokiem ruszyłem w ich stronę, gdy rozpoznałem ich głosy.
-Ashton?-Spojrzałem na blondyna, który też był nietrzeźwy. Trzymał się o wiele lepiej niż Victoria. Oplotłem ręką talię chichoczącej brunetki.-Dziękuję, że się nią zająłeś.-Powiedziałem całkowicie podtrzymując prawie bezwładne ciało Vicky.
-Ktoś musiał.-Pretensja w głosie Irwina była niemal wyczuwalna.
-Wiem. Wiem, że zawiodłem.-Powiedziałem spuszczając wzrok.-Może cię odwieźć?-Zaproponowałem zacieśniając swój uścisk. Było już późno i nie chciałem, żeby coś mu się po drodze stało.
-Wolałbym wrócić na pieszo. Trochę mnie orzeźwi przed spotkaniem z Nell.-Zaśmiał się przy drugim zdaniu. Mimo jego stanu potrafiłem dostrzec ten błysk w oku, gdy o niej wspomniał. Zayn mówi, że tak samo mam z Victorią. Chciałbym, żeby tak było już zawsze. Jeszcze raz podziękowałem blondynowi za pomoc i skierowałem nas do domu.
-Nieźle się urządziłaś.-Powiedziałem cicho, a brunetka zatrzymała się, więc zrobiłem to samo.
-Jesteś totalnym dupkiem.-Mruknęła odrobinę niewyraźnie. Przytuliłem ją do siebie ignorując zapach alkoholu.
-Wiem, przepraszam za to. Kocham cię najbardziej na świecie, wiesz? I nigdy nie przestanę.-Szeptałem jej do ucha. Jej ciepły oddech odbijał się od mojego karku, a jej dłonie zacisnęły się na koszulce. Powolnymi ruchami gładziłem jej plecy.
-Jestem zmęczona.-Mruknęła tłumiąc ziewnięcie. Zwiększyłem przestrzeń miedzy nami, abyśmy mogli swobodnie iść.
  Po kilku minutach udało nam się dotrzeć do jej pokoju. Pomogłem jej w zdjęciu niewygodnych ubrań. Nie chcąc długo szukać czegoś do spania dla niej zdjąłem z siebie koszulkę i podałem brązowookiej. Naciągnęła ją na siebie i legła na poduszki nie próbując nawet przykryć się kołdrą.  Rozłożyłem koc szczelnie okrywając jej bezwładne ciało. Usiadłem obok patrząc na jej spokojną twarz. Skołtunione włosy unosiły się delikatnie, gdy wypuszczała powietrze. Odgarnąłem zbuntowane kosmyki za ucho Victorii i wstałem sięgając po zeszyt leżący na podłodze. Otworzyłem szufladę w biurku szukając długopisu. Gdy udało mi się go znaleźć, usiadłem z powrotem na łóżku. Długopis sunął po kartce zostawiając za sobą ślady atramentu układające się w słowa.

czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 10 "Trust me"

Oczami Niall'a
  Przymknąłem powieki bawiąc się włosami brunetki. Jej ciepły oddech łaskotał mnie w klatkę piersiową. Nie potrafię nawet wyrazić, jak bardzo mi na niej zależy. Nie chcę jej stracić. Nie chcę jej okłamywać, a jednak to robię. Nigdy mi tego nie wybaczy i dlatego nie może się dowiedzieć. Delikatnie pogładziłem dłonią jej odsłonięte ramię. Victoria cicho zamruczała wywołując u mnie jeszcze szerszy uśmiech. Złączyłem swoją dłoń z jej i złożyłem delikatny pocałunek na wierzchu jej dłoni. To cudowne uczucie trzymać w ramionach cały swój świat. Byłem świadom tego, jak łatwo to wszystko mogło zostać zniszczone. Wiedziałem, jak delikatna jest dziewczyna, której miękką skórę mogłem czuć pod palcami. Nie mogłem się doczekać, kiedy to wszystko się skończy i będę mógł przytulać ją bez żadnych wyrzutów sumienia. Muszę rozegrać to wszystko tak, aby była moja niezależnie od wszystkiego. Chciałem wziąć z nią ślub, mieć gromadkę dzieci, dom z ogrodem. Chciałem z nią być już na zawsze. Ale oprócz mojego zachowania było coś jeszcze, albo może ktoś, kto mnie niepokoił. Hemmings. Nie wiem, co ten dzieciak sobie myśli. Chce mi ją odebrać?
-O czym myślisz?-Victoria podparła głowę ręką i spojrzała na mnie z uśmiechem. Jak ja kocham jej uśmiech! Kocham jej oczy, kocham ją całą.
-Myślę, że mam najlepszą dziewczynę, jaka chodzi po tym świecie i że jestem z nią cholernie szczęśliwy.-Powiedziałem wpatrując się w jej oczy. Zaśmiała się cicho i delikatnie pocałowała mnie w policzek. Była taka urocza, gdy to robiła.
-Wyglądasz wyjątkowo korzystnie w tej fryzurze.-Powiedziała mierzwiąc mi włosy.
-Na prawdę? Myślisz, że mogłabyś częściej robić mi taką fryzurę?-Spytałem z lubieżnym uśmiechem na twarzy. brunetka delikatnie przygryzła wargę. Oh, przestań.
-Może.-Przyciągnąłem ją bliżej siebie. Z premedytacją zwilżyła usta językiem. Nasze usta zetknęły się i teraz to ja przygryzałem jej wargę. Zacisnęła piąstkę na moich włosach delikatnie za nią szarpiąc. Położyłem ją na plecach delikatnie się nad nią pochylając. leniwy pocałunek przesiąknięty był uczuciem. Wodziłem dłonią po jej odsłoniętej talii i brzuchu. Za każdym razem, gdy trafiałem na jej czułe miejsce pod żebrami, z jej ust wydobywał się stłumiony chichot. Te cudowne chwile namiętności przerwało głośne pukanie do drzwi. Oddaliłem swoją twarz dwa centymetry i przymknąłem powieki licząc do trzech.
-Czego?!-Warknąłem zirytowany, a Victoria cicho się zaśmiała z mojej reakcji. Zza drzwi usłyszałem jakieś niewyraźne szmery.
-Co robicie?
-Jesteśmy zajęci, Liam.-Przewróciłem oczami z niedowierzaniem. Rozumiem, że troszczy się o Vicky, ale bez przesady. Jestem jego przyjacielem, przy mnie jest bezpieczna. Dobrze, że już nie ma zwyczaju wchodzić  do pokoju bez pukania. W tej sytuacji chyba nie dożyłbym jutra.
-Przepraszam, zapomniałem, że nie widzieliście się całe osiem godzin.-Powiedział z sarkazmem, a ja delikatnie się uśmiechnąłem.
-Po co przyszedłeś?
-To taki sposób antykoncepcji, Horan!-Zza drzwi usłyszeliśmy Louisa. Victoria zaczęła się śmiać z jego słów, a ja byłem gotów udusić ich wszystkich.
-Chciałem spytać, czy może nie zmieniliście zdania. Przyjemnie się siedzi o zmierzchu przy muzyce i dobrym jedzeniu z grilla. No i alkoholu.-Spojrzałem na brunetkę. Decyzja należała do niej. Dołączamy do reszty zespołu albo zostajemy w łóżku i...
-Zejdziemy za dziesięć minut.-Oznajmiła, a ja spojrzałem na nią z wyrzutem.
-I tak nie zdążycie w dziesięć minut!
-A zakład, że zdążymy?-Jej odpowiedź na kolejny komentarz Lou, wywołał u mnie uśmiech. Ale po chwili znowu spochmurniałem.-Nie obrażaj się. Pójdziemy tam, a potem, gdy oni będą już nieprzytomni przysięgam, że jestem cała twoja.-Obiecała wstając z łóżka, żeby się ubrać. Poszedłem w jej ślady.
-Trzymam cię za słowo.
-Chyba, że rozboli mnie głowa, będę zmęczona, albo nieprzytomna.-Dodała brunetka zakładając na siebie moją bluzę.
-Bardzo śmieszne.-Mruknąłem pośpiesznie poprawiając włosy. Ubrani i w miarę ogarnięci zeszliśmy na dół, a następnie wyszliśmy na dwór. Victoria zajęła miejsce obok Liama, a ja oczywiście obok niej. Objąłem ją ramieniem.
-I jak? Zdążyliście?-Spytał Harry, którego najwidoczniej Louis wtajemniczył w swoje głupie docinki.
-Nawet dwa razy.-Zażartowała Vicky. Czasami mam wrażenie, że to ona jest w tym domu najdziwniejsza.-Bez spiny, braciszku. Na żartach się nie znasz?-Dodała trącając Liama łokciem. Brunet zmroził ją wzrokiem, a ona zaśmiała się. Nachyliłem się nad jej uchem obejmując ja w talii.
-Wyprowadźmy się stąd. Z daleka od nich.-Wyszeptałem.
-Może kiedyś.-Wzruszyła ramionami. Ledwo się powstrzymywałem przed zaciągnięciem jej z powrotem na górę.
-Chcę już teraz.-Marudziłem jej za uchem, czego po prostu nienawidziła. Rzuciła w moją twarz żelką i strąciła moją głowę ze swojego ramienia. W ramach zemsty wsunąłem zimne  dłonie pod jej koszulkę. Zaczęła się niespokojnie wiercić, a po chwili nawet zaczęła się śmiać.
-Masz zimne ręce!-Pisnęła próbując się wyswobodzić z mojego uścisku.
-Ew, nie przy stole!-Jęknął znudzony Zayn. Liam natychmiast skierował swój wzrok na nas. Poczułem się trochę jak dzieciak, który coś przeskrobał. Spoważniałem kuląc się pod wpływem jego srogiego spojrzenia. Payne był jedyną osobą z tego towarzystwa, przed którą czułe respekt.
-Masz może ochotę przynieść piwo, Nialler?-Skierował pytanie do mnie, a ja niemal od razu zerwałem się z miejsca. Jestem pewien, że gdyby nie zespół, Liam byłby teraz prezesem jakiejś firmy. Potrafił podporządkować sobie ludzi. Może z jednym małym wyjątkiem, Victorią. Często postępowała na przekór jemu, żeby tylko go wkurzyć. Pchnąłem drzwi balkonowe i obejrzałem się jeszcze na przyjaciół. Jak zwykle żartowali i mówili głośniej niż to było konieczne. W dziwnych podskokach skierowałem się do kuchni i otworzyłem lodówkę. Z dolnej półki chwyciłem sześciopak piwa i powoli wróciłem do ogrodu. Postawiłem opakowanie na stole i usiadłem na swoim miejscu. Louis nagle poderwał się z miejsca i zwiększył głośność na odtwarzaczu. Rozpoznałem jedną z lepszych piosenek Taylor Swift. Właśnie tej Taylor, byłej Harry'ego. Zadziwiające, jak szybko Tay stała się sławna. Przeprowadzka do Ameryki i udział w miejscowym konkursie talentów okazał się być strzałem w dziesiątkę. Teraz jej piosenki lądują na szczytach list przebojów na całym świecie- oczywiście zaraz za One Direction.
-It feels like a perfect night  To dress up like hipsters-Zaczął Louis. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku, żeby nie przegapić tego widoku.
-And make fun of our exes-Ten jeden wers zaśpiewał też Harry dołączając do swojego przyjaciela. Głównie Hazz tańczył, a Lou śpiewał.
-I don’t know about you, but I’m feeling twenty-two
Everything will be alright if 
You keep me next to you
You don’t know about me 
But I’ll bet you want to
Everything will be alright if 
We just keep dancing like we’re... twenty-two, twenty-two
-Wykrzyczał Louis.
-Kurwa, Tommo, wyłącz to! Hall się obudziła.-Poinformował Zayn, a wszyscy z paniką spojrzeli na sąsiedni dom. Tomlinson biegiem rzucił się do odtwarzacza. Muzyka ucichła, a na balkon wyszła pulchna kobieta w szlafroku.
-Jeżeli się nie uspokoicie, dzwonię po policję.-Mruknął Liam pod nosem upijając łyk piwa z butelki.
-Jeżeli się nie uspokoicie, dzwonię po policję!-Krzyknęła pani Hall, co prawie doprowadziło do wybuchu śmiechu. Po tak wielu interwencjach z jej strony Liam potrafił przewidzieć każde jej słowo.
-Ale to u państwa Parker z na przeciwka!-Odpowiedział Zayn z opanowaniem. Kobieta jeszcze pogadała pod nosem, po czym zniknęła w ciemnościach domu. Zayn przybił piątkę Liamowi, po czym zaczął przeszukiwać kieszenie swojej kurtki. Wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnął jednego i odpalił. Zaciągnął się i powoli wypuścił dym odchylając głowę do tyłu. Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, Louis powtarzał jego czynność nie fatygując się, żeby wziąć nowego papierosa, tylko zabrał Zaynowi.
-To niehigieniczne, frajerze.-Mruknął Malik odbierając swoją zdobycz.
-Seks też jest niehigieniczny i nikt z nas nie narzeka.-Odgryzł się Tommo ponownie kradnąc papierosa. Payne sięgnął do paczki leżącej przed Zaynem. Również odpalił jednego, a wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Nikt, zupełnie nikt nie widział jeszcze palącego Payne'a.
-No co?-Spytał wypuszczając siwą chmurkę dymu. Wyciągnął rękę w moją stronę. Skorzystałem z jego propozycji. To nie było coś, czego wcześniej nie robiłem. Czasem zdarza mi się wypalić jednego albo dwa. Victoria posłała mi srogie spojrzenie. Aktualnie wszyscy byli skupieni na tytoniu. Z wyjątkiem Harry'ego i Vicky,  którzy nie palili. Jej chude palce chwyciły papierosa i już chciała wsunąć go między wargi, gdy Liam przejął Malboro odsuwając rękę najdalej jak tylko mógł.-Chyba cię popierdoliło.-Zaśmiałem się z jej urażonej miny.
-Niby czemu?-Skrzyżowała ramiona na wysokości piersi opatulając się mocniej bluzą.
-Bo nie.-Odparł rzeczowo brunet. Victoria szukała wsparcia we mnie, ale tylko pokręciłem głową.
-To nie jest argument.
-Owszem, jest. I nie dyskutuj ze mną, jestem twoim starszym bratem.
-Tylko przyrodnim.-Mruknęła pod nosem.
-Nie zaczynaj kłótni, okej?!-Payne podniósł głos, a Victoria tylko fuknęła pod nosem i przecisnęła się nad moimi kolanami. Szybkim krokiem poszła w stronę domu.
-Gdzie idziesz?-Zawołałem za nią. Vicky zatrzymała się odwracając głowę.
-Domyśl się. A, zapomniałabym. Nie będzie mnie na waszym koncercie. Tak wyszło, że oddałam swój bilet waszej fance. Dobranoc.-Warknęła i zniknęła w domu trzaskając za sobą drzwiami. Świetnie, teraz przez najbliższe dwa dni w domu będzie napięta atmosfera.
-Nikomu nie życzę takiej siostry.-Wyrzucił z siebie razem z dymem tytoniowym brunet.-Uparta jak cholera i zachowuje się jak dzieciak.

Tydzień później
  Ten wieczór mieliśmy spędzić w towarzystwie Caluma i Hemmingsa w mieszkaniu Hooda. W efekcie tylko Victoria i ja się tam pojawiliśmy. Oglądaliśmy jakiś nudny film, więc wcale mnie nie zdziwiło, gdy Vicky zasnęła. Znalazła świetną pozycję do snu. Głowę położyła na moich kolanach, a nogi na Luke'u i Calumie. Nikt nie miał z tym problemu. Przyznaję, że nie spodobało mi się, gdy usiadła między mną, a blondynem, ale nie chciałem wszczynać kłótni. Odwróciłem wzrok od ekranu i spojrzałem na chłopaków. Hood usunął jakiś czas temu, a Hemmings uparcie oglądał film. Mój wzrok zjechał niżej, a ja niemal wybuchnąłem ze złości. Jego dłoń beztrosko gładziła kolano MOJEJ Victorii. Co za wyrachowany kutas! To tylko potwierdziło moją opinię o nim. Delikatnie pochyliłem się nad twarzą śpiącej, i nieświadomej wszystkiego, dziewczyny. Złożyłem delikatny pocałunek na jej rozchylonych wargach. Cichutko mruknęła otwierając oczy.
-Aniołku, powinniśmy już wracać.-Pokiwała lekko głową i usiadła poprawiając włosy. Uśmiechnęła się do Hemmingsa i powoli wstała.
-Luke, mógłbyś przekazać Calumowi, że to był miły wieczór? Nie mam serca go budzić.-Zwróciła się do blondyna,który również wstał. Rzuciłem mu pogardliwe spojrzenie.
-Jasne. Zawsze do usług, Bella.-Posłał mi złośliwy uśmiech. Co za kicz i tandeta.Mimo to Victoria zachichotała i łapiąc mnie za rękę pociągnęła do drzwi. Zasunęła jeszcze bluzę i znów zwróciła się do Hemmingsa.
-Miłych snów, Lukey.-Że co kurwa.
-Będą. Nawzajem.-Bez pożegnania wyszedłem z mieszkania. Skierowaliśmysię w stronę wyjścia na parking. Calum mieszkał na parterze tłumacząc się tym, że często wraca pijany po imprezie i nie znosi schodów.
-Załóż kaptur.-Poleciłem Victorii zatrzymując się przy drzwiach. Przewróciła oczami i nadciągnęła materiał na głowę. Przepuściłem ją w drzwiach i wyszedłem zaraz za nią. Zostawiłem samochód dość blisko.
-Jesteś zły, czy coś się stało?-Spytała zatrzymując się na moment.
-Nie.-Rzuciłem obojętnie szukając kluczyków od auta w kieszeni. Irytowało mnie, że przez ten tydzień zaprzyjaźniła się właśnie z Luke'iem. Nie miałem nic przeciwko Calumowi, czy Ashtonowi, ale Hemmings nie miał czystych intencji. Nacisnąłem przycisk odblokowywujący drzwi,  a małe lampki zamigały.Victoria spokojnie wsiadła i zapięła pasy czekając na mnie. Spojrzałem na zegarek na moim nadgarstku. Dwanaście minut po jedenastej w nocy. Nie śpiesząc się zająłem miejsce kierowcy. Jutro nie musieliśmy wstawać wcześnie. Wywiad mieliśmy zaplanowany na godzinę dziesiątą, potem szybki obiad na mieście, sesja zzdjęciowa i wywiad w radiu. Charmonogram był dość napięty, ale musieliśmy go zaakceptować. Zapewne obiad przyniesie nam ktoś z ekipy, a nie będzie to nic innego, jak jedzenie z jakiegoś fast foodu.
Odpaliłem auto i powoli wyjechałem na ulicę. Ruch o tej porze nie był duży. Ludzie szli do klubów odreagować. W końcu był piątek.
-Postanowiłam odejść z pracy.-Powiedziała niespodziewanie brunetka. Spojrzałem na nią przelotnie myśląc, że żartuje. Liam i ja godzinami próbowaliśmy ją odwieść od pomysłu podjęcia pracy. Zarabialiśmy wystarczająco dużo, aby mogła przebywać w domu.
-Na prawdę? To świetnie.-Powiedziałem obojętnie. Nadal byłem zdenerwowany, więc wolałem być obojętny niż mówić ze złością w głosie.
-Jak wam idzie praca nad drugim albumem?-Zadała kolejne pytanie. Wiedziałem, że to była tylko prowokacja, aby sprawdzić, czy znów odpowiem w ten sam sposób.
-Jakoś dajemy radę.
-O co ci chodzi? Jesteś w stosunku do wszystkich taki oziębły.-Westchnąłem zatrzymując się na czerwonym świetle.-Niall.-Spojrzała na mnie z determinacją w oczach.
-Hemmings. Irytuje mnie ten koleś.-Wyrzuciłem z siebie przyciskając pedał gazu.
-Luke? Nie da się go nie lubić,  Niall. To bardzo sympatyczny chłopak.-Zaśmiała się lekko jakbyśmy rozmawiami o pogodzie, a tymczasem mowa o moim wrogu i jej przyjacielu w jednym.
-Najwidoczniej da się. Jestem tego najlepszym przykładem.
-Mów do rzeczy. Co według ciebie jest z nim nie tak?
-Oh, proszę cię!-Zaśmiałem się ironicznie.-Na prawdę nie wiesz? On cię podrywa! Te wszystkie uśmieszki, komplementy...-Zacząłem wyliczać. Próbowałem skupić się na drodze, aby choć trochę opanować złość.
-Po prostu jest miły!
-Dla ciebie wszyscy dookoła są twoimi przyjaciółmi. Nie wszyscy są tacy, jacy się wydają! Jak widać są też tacy, którzy z premedytacją wpieprzają się w twój związek, aby go rozbić!-Uderzyłem pięścią w kierownicę. Na chwilę straciłem panowanie nad autem, ale szybko udało mi się je opanować.
-Uspokój się, zanim komuś stanie się krzywda. Porozmawiajmy na spokojnie. Luke jest miły. Nie możesz być zazdrosny o każdy komplementarne i każdy uśmiech bo to cię zgubi. Przecież nie masz problemu, gdy to na przykład Louis albo Zayn powie mi coś miłego, co jest rzadkością.-Jej głos był łagodny. Mówiąc położyła mi dłoń na ramieniu.
-Ale oni są moimi przyjaciółmi i wiem, że jesteś dla nich jak młodsza siostra.-Powiedziałem nieco zirytowany. Porównanie Zayna do tego gnojka nie należało do tych trafnych.
-Ugh, dobra! To jak wytłumaczysz, że nie masz takich zarzutów do Caluma? Jest dla mnie tak samo miły, jak Luke!-Victoria również straciła cierpliwość.
-Chcesz wiedzieć?! Świetnie! Bo Calum nie trzyma dłoni na twoim kolanie, gdy jestem obok, a ty spokojnie śpisz! Calum nie próbuje cię pocałować pod domem, w którym mieszkasz ze swoim chłopakiem! Dlatego!-Wykrzyczałem nawet nie patrząc na Victorię. Miałem dość duszenia w sobie wszystkich emocji. Zjechałem na jakiś mały parking, żeby się uspokoić. Zgasiłem silnik i odsunąłem szybę. Oparłem łokieć o drzwi i przytknąłem zaciśniętą pięść do twarzy. Wbiłem wzrok w auta co jakiś czas przejeżdżające obok unikając jej spojrzenia.
-Widziałeś...-Szepnęła jakby do siebie.-Czemu nic nie zrobiłeś?-Zapytała cicho. Jej głos delikatnie się łamał. Lekko zadrżałem na skutek powiewu wiatru.
-Wypiłem trochę, a poza tym zaraz go odepchnęłaś.
-Spójrz na mnie.-Powiedziała  twardo. Spojrzałem w jej zaszklone oczy i przełknąłem ślinę.-To na prawdę głupie wytłumaczenie i dobrze o tym wiesz. Nie wiem, czy ta druga sytuacja zaszła dzisiaj, czy kiedy indziej, nie wiem. Ale myślę, że powinnieneś mi bardziej zaufać. Gdybyś ufał mi bezgranicznie, nigdy by nie doszło do tej kłótni. Dobrze wiesz, że często wyjeżdżasz na dwa miesiące. Nigdy nie miałam wątpliwości, czy jesteś mi wierny. Ty chyba też nie. I teraz przez jedną osobę chcemy to wszystko zniszczyć? Przemyśl to.-Powiedziała łagodnie.
-Ufam ci. Ale nie ufam Hemmingsowi.
-Luke nie mógłby czegoś zrobić bez mojej zgody, więc wychodzi na to, że mi nie ufasz do końca.-Powiedziała smutnym głosem. Wysiadła z auta, więc w szoku zrobiłem to samo.
-Gdzie idziesz?!
-Na spacer. Daj znać, jak podejmiejsz jakąś dojrzałą decyzję.-Widziałem rozczarowanie w jej wilgotnych od łez oczach. Odwróciła się i odeszła naciągając kaptur na głowę. Patrzyłem na jej oddalającą się sylwetkę.
Czas na podjęcie dojrzałej decyzji. Decyzji, które nie koniecznie będą wydawać się dla nas dobre, ale z perspektywy czasu będą najrozsądniejsze. Czas wreszcie odejść od starych przyzwyczajeń.
Powinienem przemyśleć wszystko by rozwiać wszystkie pozory.
Gdy coś jest naszą codziennością, powoli staje się naszym przyzwyczajeniem. Musiałem przeanalizować, na czym mi na prawdę zależy, a co jest tylko fikcją.
Powinienem pójść za nią.
Ale nie poszedłem.

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 9 "Pancakes vs. waffles"

   Siedziałam wygodnie na fotelu, odliczając minuty do końca pracy. Spojrzałam na ekran telefonu, gdy jego ekran zaświecił się, a z głośnika wydobył się dźwięk.
-Słucham?-Odebrałam ze zdziwieniem połączenie od nieznanego numeru.
-Cześć, z tej strony Luke. Byłem wczoraj z przyjaciółmi u was, pamiętasz mnie?-Spytał nie pewnie, chociaż wczoraj mu tej pewności siebie nie brakowało.
-Trudno zapomnieć.-Zaśmiałam się przekładając telefon do drugiej dłoni.
-I właśnie dlatego chciałbym cię zaprosić na kawę w ramach przeprosin i podziękowań. Masz może dzisiaj czas?
-W zasadzie kończę pracę za siedem minut i mogę się spotkać. Jeżeli ci pasuje...-Zaproponowałam zerkając na zegar z kukułką na ścianie.
-Wow, wzorowa pracownica? Czyżby? Ja nie mam nic przeciwko. To może w twojej ulubionej kawiarni za dwadzieścia minut?
-W porządku. W takim razie do zobaczenia.-Zaczęłam już odsuwać telefon od ucha, gdy znów usłyszałam jego głos.
-Poczekaj! Na pewno twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko?
-Nie sądzę, w końcu mogę spotykać się ze znajomymi.
-Pamiętaj, że zawsze wezmę winę na siebie. Nie chcę, żebyś miała przeze mnie kłopoty.
-Czyli jak zabiję człowieka, bierzesz na siebie odpowiedzialność za to? Okej, zapamiętam to sobie.
-Nikogo nie zabijaj, jasne? Do zobaczenia.-Po tych słowach zakończył połączenie, a ja postanowiłam napisać wiadomość do Nialla.
Po pracy idę na kawę ze znajomym. Nie czekajcie z kolacją, kocham <3
Wróciłam do obserwowania wskazówek zegara i drzwi.
Z kim i dlaczego tak długo?
Uśmiechnęłam się wyczuwając zazdrość u Nialla.
Z Luke'iem. To chyba nie jest żaden problem, prawda Kochanie?
Użyłam swojej tajnej broni używając tego zwrotu. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Jasne, że nie, ale uważaj na siebie
Punkt dla mnie za sprytne rozegranie sprawy. Spojrzałam na tarczę zegara nad wejściem i z zadowoleniem stwierdziłam, że na dziś jestem wolna. Wstałam i zarzuciłam na siebie lekki płaszcz. Złapałam jeszcze swoją torbę i podreptałam do gabinetu właścicielki. Kto jak kto, ale panna Desjardin bez wątpienia zasługiwała na miano największej zołzy jaka chodzi po świecie. I wcale się nie dziwię, że została starą panną z wytresowanym pudlem w torebce. Zapukałam kilka razy w drewniane drzwi.
-Czego?-Usłyszałam zza drzwi jej mocny głos, więc nieśmiało nacisnęłam klamkę i pchnęłam wrota.
-Jest siedemnasta, mogę już iść?-Spytałam grzecznie bawiąc się guzikiem płaszcza.
-A musisz?! To młode pokolenie jest takie leniwe! Wolałabym, żebyś została do dwudziestej, ale widzę, że już gotowa do wyjścia!-I jeszcze czego stara krowo. To nie są moje godziny pracy.-Ale jutro przyjdź dwie godziny wcześniej. Musisz to odpracować.-Spojrzałam na nią z uchylonymi ustami. Że niby co mam odpracować?!
-Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem. Co mam odpracować?
-Co?! Przecież wypuściłam cię wcześniej z pracy!-Wrzasnęła podnosząc swój wielki tyłek z fotela. Uderzyła pięścią w biurko, przez co podskoczyłam w miejscu.
-Moje godziny pracy określone w umowie trwają od dziewiątej do siedemnastej. Wychodzę zgodnie z rozkładem.
-Co?! Jak śmiesz tak bezczelnie mi pyskować?! Ty, ty... Zejdź mi z oczu! Jesteś na okresie próbnym! W takim razie jutro pracujesz od siódmej do dziewiętnastej! Wynocha stąd i żadnych 'ale'!-Pożegnałam się próbując zachować pozory opanowanej. Zamknęłam delikatnie drzwi i przyspieszonym krokiem wyszłam na zewnątrz.
-Stara kurwa. Sama sobie pracuj dwanaście godzin.-Burknęłam pod nosem, kierując się do kawiarni.

        Pchnęłam szklane drzwi, a dzwoneczek nad nimi wydał z siebie głośny dźwięk. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając wzrokiem Luke'a. Dopiero po kilku sekundach, gdy wstał z miejsca, udało mi się go zlokalizować. Podeszłam do stolika w kącie i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Długo czekałeś?-Spytałam zdejmując z siebie okrycie wierzchnie. Powiesiłam je na oparciu krzesła i zajęłam miejsce. Hemmings poszedł w moje ślady i oparł się plecami o ścianę za nim.
-Tylko chwilę.
-Mogę już przyjąć zamówienie?-Przy stoliku stanęła niska brunetka z notesem w dłoni. Miała duże oczy otoczone gęstymi rzęsami, które rzucały delikatny cień na jej piegowate policzki. Co jakiś czas poprawiała okulary zsuwające się jej z nosa. Odgarnęła grzywkę z czoła i uśmiechnęła się szerzej. Blondyn spojrzał na mnie wyczekująco.
-Orzechowa latte.-Odwzajemniłam uśmiech i oparłam brodę na dłoni. Dziewczyna szybko coś zanotowała i spojrzała w stronę blondyna, który zamówił to samo. Brunetka odeszła w stronę lady zostawiając nas. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były w kolorze ciemnego fioletu. Sufit i barek były białe. Przy ścianach stały wygodne kanapy z beżowym obiciem i poduszkami w tym samym kolorze. Przy stolikach z ciemnego drewna stały wygodne krzesła dopasowane do pozostałych mebli. Ściany były przyozdobione kilkoma obrazami. Pomieszczenie było przytulne i dobrze urządzone.
-Podoba mi się.
-Co?-Spytałam zdezorientowana. Niespecjalnie zwracałam na niego uwagę.
-Podoba mi się to miejsce.-Powtórzył z rozbawieniem.
-Taaa, jest świetne.-Rozmowa nie specjalnie się kleiła, więc w duchu dziękowałam, że pojawiła się kelnerka z zamówieniem.
-Chciałem ci podziękować i przeprosić.-Zaczął rozmowę ratując nas od niezręcznej ciszy.
-Podziękować?-Uniosłam brew do góry.
-Dziękuję, że zaopiekowałaś się mną wczoraj, gdy nie byłem zbyt trzeźwy. Znając życie moi kochani przyjaciele pozostawiliby mnie na pastwę losu. I przepraszam za... Oboje wiemy, o co chodzi.-Nerwowo potarł swój kark i poprawił czapkę, a jego twarz pokrył pokaźny rumieniec. Zaśmiałam się z jego zakłopotanego wyrazu twarzy.
-Jest okej. Po prostu zapomnijmy o tym. Możemy zacząć naszą znajomość od nowa. Pod jednym warunkiem.
-Jakim?-Zdezorientowany podniósł wzrok i kolejny raz poprawił nakrycie głowy.
-Odpowiedz mi na pytanie. Po co ci ta czapka? W dodatku z daszkiem z tyłu. Na prawdę nie rozumiem tego, po co je nosicie skoro i tak nic nie dają.
-Mam być szczery?-Na jego ustach błądził nieśmiały uśmiech. Pokiwałam głową czekając na odpowiedź.-Jest tylko po to, żeby ukryć moją fatalną fryzurę. Nie ukrywam, że sobie z tym nie radzę. Szczególnie, gdy mam kaca, nawet najmniejszego.
-Poważnie? Czy ułożenie włosów sprawia ci aż taki problem? W przeciwieństwie do mnie masz krótkie włosy. To nic trudnego. Czemu rozmawiamy o układaniu włosów? Mieliśmy się poznać lepiej.
-W takim razie...-Luke skrzyżował ramiona i zmrużył oczy próbując się skoncentrować. Podniosłam wysoką szklankę z kawą do ust i upiłam kilka niewielkich łyków. Ciepły napój przepłynął przez moje gardło zostawiając po sobie przyjemne ciepło. Znów spojrzałam na blondyna, który pochłonięty rozmyślaniami bawił się kolczykiem w wardze. Prawdopodobnie robił to całkowicie nieświadomie. Przyjrzałam się jego ubiorowi. Czarną czapkę z daszkiem dobrał do zwykłej koszulki i obcisłych spodni poprzecieranych na kolanach w tym samym kolorze. Obok niego leżała niedbale rzucona skórzana kurtka, która, podobnie jak trampki, nie odstawała kolorystyką od reszty stroju. Mam wrażenie, że ten chłopak próbuje być tym niegrzecznym chłopcem, a jego charakter skrywa zupełnie coś innego. Może jest słodkim nastolatkiem, który ma czasem swoje odchyły od codzienności, jak na przykład wczorajszego wieczoru?
-Wolisz kawę, czy herbatę?-Zapytał w końcu mrużąc oczy.
-Obojętnie, a ty?
-Też. Ulubiony kolor?-Mam wrażenie, że zacznie się lawina pytań, więc siadam wygodniej.
-Nie mam. Mów od razu swoją odpowiedź, nie umiem wymyślić lepszych pytań.
-Okej. Czarny, szczęśliwa liczba?
-Osiemnaście.
-Pięć, lody owocowe czy czekoladowe?
-Karmelowe.
-Ulubione danie?
-Spaghetti z sosem carbonara.
-Ulubiona piosenka?
-Atlas, Coldplay.
-Ulubiony zespół?
-Na pewno nie One Direction. Czemu nie odpo-
-Drugie imię?
-Nie powiem.
-Zmieniłabyś kiedyś kolor włosów?
-Nie podobam ci się w tych?-Zażartowałam udając smutną.
-Nie! Nie, podobasz mi się, nawet bardzo. To znaczy, mam na myśli... Ugh, wyglądasz ładnie w tej fryzurze.-Blondyn znów pogubił się w swoich słowach. Jego twarz poczerwieniała ze wstydu. Aw, to na prawdę słodki dzieciak! Obserwowałam, jak z rumieńcem na twarzy próbował skupić wzrok na jakimkolwiek obiekcie w tym pomieszczeniu.
-Jesteś niesprawiedliwy.-Stwierdziłam podpierając brodę na dłoni. Zdezorientowany wyraz twarzy nastolatka sprawił, że delikatnie się uśmiechnęłam.-Przestałeś odpowiadać na pytania i w ten sposób wiesz o mnie więcej niż ja o tobie, chociaż to też nie jest zbyt wiele informacji. Więc teraz opowiedz mi coś o sobie. Skąd jesteś, o twojej rodzinie, twojej dziewczynie. O czym tylko chcesz.
-Wychowałem się w Sydney, a od około roku mieszkam w Londynie. Nie mam rodzeństwa, nie licząc moich sióstr ciotecznych, Lucy i Lily, która jest na prawdę dziwna. Swoją drogą, znasz taki zespół, jak The Vamps?-Pokiwałam głową zdziwiona nagłą zmianą tematu.-Słyszałaś ich piosenkę Can we dance? Jak rano jej słuchałem miałem wrażenie, że jest o naszym wczorajszym spotkaniu. Nie zrozum mnie źle bo nie wszystko się zgadza, ale jakaś część tekstu owszem.
-Czyli słuchasz The Vamps? Niespodziewane, aczkolwiek interesujące. Czego jeszcze słuchasz? Justin Bieber, Austin Mahone, Cher Lloyd, Demi Lovato, Miley Cyrus, One Direction?
-Nie! Nie słucham The Vamps, ani żadnego z tych zespołów, czy cokolwiek co wymieniłaś. Lily jest fanką wszelakiej dziwnej muzyki.
-Oh, czyli wolisz The Janoskians? Też ich lubię, mają na prawdę świetne piosenki.-Uśmiechnęłam się szeroko i upiłam łyk kawy. Spojrzałam na zegar nad wejściem.
-Wiem o nich tylko tyle, że Jai Brooks jest przystojny. Przynajmniej tak twierdzi Lily.-Blondyn przewrócił oczami. Dobiłam swoją kawę i sięgnęłam po torebkę.
-Jai jest nieziemski.-Potwierdziłam ponownie patrząc na zegar.-Powinniśmy się już zbierać. Niedługo zamykają. Pójdę zapłacić.-Oznajmiłam szukając portfela.
-Nie. Ja płacę. Pozwól mi być gentelman'em.- Powiedział i szybkim krokiem podszedł do lady, aby zapłacić. Założyłam płaszcz i podeszłam bliżej drzwi. Wyjęłam z kieszeni telefon i odblokowałam ekran. Nie zauważyłam nic ciekawego. Urządzenie zawibrowało w mojej dłoni, a na ekranie wyświetliło się powiadomienie o nowej wiadomości.
Tęsknię :(
Uśmiechnęłam się widząc tą wiadomość. Uwielbiałam, gdy Niall wysyłał mi wiadomości o podobnej treści, dzwonił w  środku nocy chociaż byłam w pokoju obok. To nie było ani trochę męczące. Gdy byli w trasie dzwonił dość późno zapominając o różnicy czasu. Mimo to odbierałam i słuchałam jego głosu. Opowiadał mi o swoim dniu, a ja o swoim. Potem gdy byłam już wykończona, kładłam telefon przy uchu i słuchałam. Słuchałam, jak śpiewał mi do snu. I chociaż jego głos był zniekształcony, nadal był najpiękniejszym dźwiękiem. Zasypiałam przy jego delikatnym głosie, chociaż był setki kilometrów stąd. Zawsze śpiewał Never let you go, ale to nadal była moja ulubiona piosenka. Miałam niesamowite szczęście, że na niego trafiłam. Po naszym pierwszym spotkaniu nigdy bym nie pomyślała, że będziemy spoglądać w swoje oczy i bez zbędnych słów wyrażać miłość do siebie.
Będę za góra 20 minut 
Wysłałam wiadomość z szerokim uśmiechem. Nie byłam daleko od domu, więc powinnam szybko wrócić. Nie czekałam długo na odpowiedź.
YAY!
Miałam ochotę pobiec do domu i go przytulić. Uśmiechałam się do ekranu telefonu, jak idiotka. Poczułam delikatne szturchnięcie w ramię. Spojrzałam w tę stronę napotykając twarz nastolatki.
-Tak?-Spytałam chowając urządzenie do kieszeni.
-Jesteś dziewczyną Niall'a, prawda?-Spytała cicho, a ja uśmiechnęłam się łagodnie.
-Oh, musiałaś mnie z kimś pomylić. Nie jestem Victorią.-Powiedziałam miękko. Nienawidziłam kłamać, ale wolę ściemniać niż  słuchać wyzwisk w swoim kierunku.
-Jesteście na prawdę podobne. Przepraszam.-Spojrzałam na dziewczynę jeszcze raz i coś mnie poruszyło. Może to była czerwona wstążka na jej nadgarstku.
-Jesteś fanką One Direction?-Spytałam zatrzymując ją.
-Tak, ty też?
-Owszem. Idziesz na jutrzejszy koncert? Może cię tam zobaczę?-Spytałam, a jej twarz spochmurniała.
-Nie, wszystkie bilety były wyprzedane w dwie godziny i nie zdążyłam kupić.-Niemal słyszałam, jak koperta woła mnie z wnętrza torebki. Pożegnałam się z nią życząc miłego wieczoru. Podeszłam do lady i wyciągnęłam ze środka jedną z czerwonych kopert i czarny długopis. Napisałam na papierze starannym pismem jedno zdanie ignorując zdziwione spojrzenie Luke'a.
Chyba jednak się spotkamy. Miłej zabawy! V.
Z zaplecza wyszła brunetka, która nas obsługiwała z rachunkiem dla Luke'a. Podała papierek blondynowi, który w zamian przekazał jej należną gotówkę z napiwkiem. Gdy dziewczyna chciała już odejść, zatrzymałam ją.
-Chciałabym uregulować rachunek za tą dziewczynę z książką.-Dyskretnie na nią wskazałam i podsunęłam kelnerce pieniądze.
-Oczywiście, już daję rachunek.-Luke spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wzruszyłam ramionami z małym uśmiechem.-Już daję reszty.
-Nie trzeba. W zamian mam małą prośbę. Czy mogłaby pani przekazać jej tą kopertę zamiast rachunku, który uregulowałam?-Podsunęłam w jej stronę czerwoną kopertę. Dziewczyna bez zbędnych pytań pokiwała głową. Podziękowałam i wspólnie wyszliśmy z kawiarni. Nie mogłam się pozbyć szerokiego uśmiechu. Zrobiłam coś dobrego. Zatrzymałam się obserwując przez okno nastolatkę oglądającą kopertę.
-Co było w tej kopercie?-Spytał blondyn, gdy ruszyliśmy w stronę mojego domu.
-Bilety na jutrzejszy koncert One Direction z wejściówką za kulisy. Poznała mnie, ale jej naściemniałam, że też jestem fanką, a nie dziewczyną Nialla. Dowiedziałam się, że nie udało jej się zdobyć biletu, więc oddałam jej swoje.-Wzruszyłam ramionami, jakby to był nic nie znaczący gest. Uszczęśliwiłam tylko jedną z kilkudziesięciu milionów. To na prawdę mało.
-Naleśniki, czy gofry?-Blondyn zatrzymał się przy jakiejś budce.-Najlepsze w okolicy.-Obiecałam być w domu za jakieś 15 minut, ale myślę, że nic się nie stanie, jak zatrzymamy się jeszcze na chwilkę...



czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 8 "What's about Louis, sex and Luke?"

Rozdział może zawierać wulgaryzmy i poruszać różne (niekoniecznie ocenzurowane) tematy.

   Wyłączyłam radio w samochodzie i odebrałam połączenie od Liama.
-Hej. Dzwonię, żeby Was poinformować, że mama i Jerry odwołali dzisiejsze spotkanie. Muszą coś pilnie załatwić, więc przełożyli obiad na następny tydzień.-Liam nawet nie dał mi dojść do słowa. Wydałam z siebie irytowane warknięcie.
-Nie mogli odwołać tego wcześniej? Jesteśmy z Niallem już blisko domu, a mogliśmy zostać ta jeszcze trochę.-Po drugiej stronie usłyszałam głośny krzyk i huk.-Liam? Co się tam dzieje?
-Um, nic... To znaczy, Louis miał wypadek.-Wybełkotał nie wyraźnie do telefonu Payne.
-Wypadek?! Co sie stało? O mój Boże, żyje?! Zabierzcie go do szpitala albo wezwijcie pogotowie. Zaraz będziemy w domu.-Zakończyłam połączenie i poprosiłam Nialla, aby trochę przyspieszył. Siedziałam jak na szpilkach, niepokojąc się o Lou. Gdy Niall zaparkował pod domem, od razu wybiegłam z auta w stronę drzwi.
-Liam? Co z Louisem?!-Wrzasnęłam wbiegając do kuchni. Zatrzymałam się w progu i odgarnęłam włosy z twarzy. Spojrzałam na zdezorientowanych chłopców.
-Co jest?-Spojrzałam na Louisa, który był cały i zdrowy.
-Lou? Przecież miałeś wypadek.
-Wypadek?! Ja tylko przyjebałem głową w ścianę!-Spojrzałam na Liama, który wzruszył tylko ramionami i wrócił do poprzedniej czynności, jaką było pisanie czegoś na telefonie.
-Victoria prawie dostała przez was zawału, idioci.-Niall zaśmiał się mijając mnie w progu kuchni. Payne niespodziewanie wybiegł z domu. Powędrowaliśmy za nim wzrokiem. Po chwili telefony chłopaków zawibrowały, a oni szybko odczytali wiadomości. Obserwowałam ich zmienne wyrazy twarzy i ich "potajemne" spojrzenia.
-Coś nie tak?-Spytałam siadając obok Zayna, który wyraźnie się czymś martwił.
-C-co? Nie. Jest w porządku, to znaczy... Oh, mówiłem wam, że wieczorem wpada ekipa Ashtona? Nie? Ugh, już wiecie.-Momentalnie zostałam sama w pomieszczeniu z kilkoma pytaniami w głowie.
Co się dzieje?
Co przede mną ukrywają?
Czemu to robią?
Co było w tych wiadomościach?
Dlaczego mam wrażenie, że mówią mi coraz mniej?
-Victoria?-Liam usiadł na przeciwko i oparł głowę na drżących dłoniach. Może chociaż on mi coś wyjaśni.
-Tak?
-Wiesz, Caitlin jest właśnie w drodze na lotnisko, leci do Kanady. Przed chwilą tu była i... Vicky, my już nie jesteśmy razem.-Wyrzucił z siebie, a po jego policzku spłynęła jedna łza.
-Oh.-Mruknęłam, nie chcąc go męczyć pytaniami. Zwyczajnie usiadłam obok niego i go przytuliłam.
-Myślisz, że mnie znienawidzi?
-Myślę, że nie. Za dużo Was łączyło.
To takie dziwne wypowiadać się o nich w czasie przeszłym.


    -Ja otworzę!-Krzyknął Harry, słysząc donośne pukanie do drzwi. Wstałam i poszłam do przedpokoju. Drzwi się otworzyły, a do środka wkroczył uradowany Calum. Podszedł do mnie i stanął obok.
-Jak się masz?-Spytał patrząc na mnie z góry.
-W porządku, a ty?
-Też. Wiesz, że jest z nami jeszcze Luke? Ten, który przyniósł wam kawę do biblioteki, ale nie powiedziałem mu, że idziemy właśnie do Was. Taka trochę niespodzianka.-Naszą krótką wymianę zdań przerwał Ashton.
-Hej, poznajcie...-Zaczął głośno, ale nie dane mu było skończyć.
-Victoria? O mój Boże, nie widziałyśmy się tyle czasu! Świat jesttaki mały!-Moje oczy rozszerzyły się słysząc język polski. Przyjrzałam się uważnie brunetce.
-Nie wierzę. Nell Jasińska?-Spytałam dla pewności.
-Teraz Nell Jackson. Musimy koniecznie pogadać! To gdzie się ulotnimy? Kuchnia?-Złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę pierwszego wejścia, które faktycznie prowadziło do tego pomieszczenia.
-Hej! Nie zostawiaj mnie!-Pisnął Ashton, tupiąc nogą.
-Zamknij się, Ash.-Odpowiedziałam za Nell i obróciłam się w jej stronę.-Jak to się stało?
-Oh, to na prawdę urocza historia. Dostałam półroczne stypendium na naukę tu, w Londynie.
-Byłaś w Londynie tyle czasu i mnie nie odwiedziłaś?
-Ugh, nie miałam twojego numeru. Zmieniałam numer i zapomniałam go spisać. Więc pewnego dnia postanowiłam iść na London Eye i tam spotkałam Ashtona. Jejciu, gdybyś ty widziała, jak on się wtedy do mnie uśmiechnął. Zaczęliśmy rozmawiać, wymieniliśmy się numerami bo na prawdę mieliśmy ze sobą wiele wspólnego. Spotkaliśmy się wiele razy. Potem zostałam jego dziewczyną. Utrzymywaliśmy związek na odległość. I w końcu postanowiłam ulec jego namowom, przenieść się do Londynu na stałe i zamieszkać z nim. Jedyny minus, to jego dziwni przyjaciele. Calum to miły facet, a Luke jest taki... Na prawdę dziwny. Taki nieobecny, zagubiony, roztargniony, nieśmiały, cichy. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby był chory psychicznie.
-Nell! To jest jednak przyjaciel twojego chłopaka i nie powinnaś tak o nim mówić. Może ma po prostu taki charakter.-Wzruszyłam ramionami ucinając temat Luke'a.
-Ale nie będziemy rozmawiać o nim. Jak z Niallem? Dobrze całuje? Uprawialiście już seks? Dobry jest w łóżku?-Zarumieniłam się na jej pytania, ale czego miałam się spodziewać po wiecznie szczerej Nell.-Aw, widzę ten rumieniec. Odpowiedź za odpowiedź? Więc jak wasz związek?
-Ostatnio mieliśmy kilka kłótni, ale jest dobrze. Weekend za miastem dobrze nam zrobił. A Wasz?
-Oh, Ash jest na prawdę kochany! Przy nim czuję się jak prawdziwa księżniczka! Więc... Robiliście już to?
-Um, taaa...-Mruknęłam cicho, odwracając głowę.
-Nie wstydź się! Ile razy? Rozdziewiczył cię? Tradycyjny seks? Robiliście sobie dobrze nawzajem? Wiesz, obciąganie i te sprawy.-Moje oczy rozszerzyły się maksymalnie, słysząc jej pytania.-Odpowiedz, ja też odpowiem na te pytania.
-Ugh, okej. Jeden raz, to był mój pierwszy raz,  zwykły seks, nic poza tym. Twoja kolej.
-Więc Ashton jest gorący i świetny w łóżku. Nawet już nie liczę, ile razy to robiliśmy bo to sama przyjemność. Oczywiście wcześniej mnie rozdziewiczył. Oh, raczej wolisz nie wiedzieć co robimy w sypialni i nie tylko, to na pewno nie są zbyt grzeczne rzeczy. Ash gra na perkusji, więc jego ręce są bardzo...
-Za dużo szczegółów. Wróćmy do salonu, chcę mieć ich pod kontrolą i wypadałoby przywitać się z tym blondynem...
-Luke'iem?-Spytała brązowooka wstając.
-Dzięki. Wypadło mi z głowy.-Posłałam jej wdzięczny uśmiech i wyszłyśmy z pomieszczenia. Salon był usty, ale z ogrodu słyszałyśmy krzyki i śmiech chłopców.-Wygląda na to, że przenieśli się do ogrodu.-Mruknęłam jakby do siebie i pchnęłam przeszklone drzwi na taras. Spojrzałam na Ashtona, który stojąc na krawędzi basenu, ściągał z siebie koszulkę.
-Wchodzicie z nami? Woda jest niesamowicie ciepła!-Krzyknął Calum wyłaniając się spod tafli wody.
-Czy po alkoholu to jest na pewno bezpieczne?-spytałam, licząc puste butelki po piwie. Wow, jak im się udało wlać w siebie tak dużo, w tak krótkim czasie?
-Kogo to obchodzi?!-Pisnęła Nell, biegnąc w ich stronę i zrzuciła z siebie ubrania. Ugh, to jej ciało tancerki. Ona i Ash dobrali się doskonale. Spojrzałam na ostatnią osobę, która nie wskoczyła jeszcze do wody, tylko szła w moją stronę. Niall uśmiechał się szeroko, co ja w niewielkim stopniu odwzajemniłam.
-Na prawdę nie masz ochoty popływać?
-Wolę zostać tutaj. Napiję się piwa, czy coś. Mruknęłam sięgając do podręcznej lodówki, aby wyjąć z niej szklaną butelkę. Używając otwieracza, otworzyłam ją. Nim spostrzegłam, Niall z krzykiem skakał do wody, ochlapując pozostałych. Usłyszałam otwieranie drzwi, więc spojrzałam w tamtą stronę. Wysoki blondyn zszedł ze schodków, obojętnie patrząc na przyjaciół.
O Boże, Luke jest na prawdę gorący.
Rękawy jego jeansowej kurtki były podwinięte do łokci. Miał na sobie czarne rurki poprzecierane na kolanach i, zabijcie mnie, On ma zajebiście długie i zgrabne nogi. Idealnie ułożona fryzura, kolczyk w wardze, czarny T-shirt z nadrukiem, czarne Vansy, jego wyraz twarzy i reszta tworzyły obraz typowego bad boy'a.
Nie gap się. Przypominam, że masz chłopaka, który jest kilkanaście metrów dalej.
-Nie myślałem, że kiedyś się jeszcze spotkamy, a tym bardziej w domu Twojego chłopaka.-Zamrugałam kilka razy, gdy zdałam sobie sprawę, że Luke usiadł na drugim końcu ławki. Odpowiedziałam milczeniem i upiłam trochę napoju z butelki.-Nie ocenia się książki po okładce, prawda? Ale gdybyś miała opisać Calum'a w pięciu określeniach, jak byś to zrobiła?
-Nie mogę powiedzieć, że nie jestem zaskoczona twoim pytaniem. Na prawdę nie umiem na nie odpowiedzieć. Ale może jeszcze trzy butelki później dam radę.-Blondyn zaśmiał się, odchylając głowę w tył.
-Po alkoholu jest łatwiej ubrać myśli w słowa, będąc szczerym, prawda?
-Tak myślę. Wydaje mi się, że człowiek jakby traci umiejętność kłamania.-Przyznaję, to co powiedziałam nie było ani trochę mądre, ale hej, na prawdę mnie zbił z tropu.


I talk a lot of shit,

When I'm drinkin' baby,

I'm known to go a little too fast
Don't mind all my friends,
I know they're all crazy,
But they're the only friends that I have.


-Taaa. Pod wpływem pierdolę same głupoty. Będąc trzeźwym, nawet bym nie nawiązał z tobą rozmowy.-Ktoś mi może wyjaśnić, czemu on jest taki... Tajemniczy/dziwny/skomplikowany?
-Nie wyglądasz na pijanego.
-A tak na prawdę jestem najebany jak cholera i nie pojmuję sposobu, w jaki jeszcze funkcjonuję, ale to jest fajne.-Może rzeczywiście jest pijany? Sądząc po jego dziwnym zachowaniu, tak.
-Chcesz mi powiedzieć, że upiłeś się piwem?-Zaśmiałam się, zerkając na niego kątem oka.
-A czy ktokolwiek powiedział, że przyjechałem tu trzeźwy?-Między nami zapanowała niezręczna cisza.
-Więc... Przyjaźnisz się z Ashtonem i Calumem, racja?-Podjęłam próbę podtrzymania rozmowy i, wow, to przyniosło efekty. Niebieskooki już otwierał usta, żeby się odezwać, gdy przerwał nam głos Ashtona.
-Hemmings, ty mała kurwo!-W naszym kierunku poleciała piłka od siatkówki. Oh tak, ich przyjaźń jest taka urocza. Ale faceci chyba tak mają. Dziewczyny też, ale tylko jak są prawdziwymi przyjaciółkami. Luke z zadziwiająco dobrym refleksem złapał piłkę i podrzucił się jedną ręką, a następnie uderzył w nią pięścią, gdy była w powietrzu. Przedmiot poleciał w stronę Ashtona i odbił się od jego głowy.
-Nie zwracaj na nich uwagi. Może i są pierdolnięci, ale to świetni przyjaciele.
-Hej! Rocznik '95 to najgorszy rocznik eveeeer!-Wrzasnął Calum w naszą stronę.
-Zamknij się, Hood!-Krzyknęliśmy w stronę Mulata jednocześnie i spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
-Myślałam, ze jesteś starszy.
-Też myślałem, że jesteś starsza.-Uniosłam brew ku górze, widząc, że nie do końca przemyślał swoją wypowiedź.-Ugh, to jest właśnie to gówno, które mówię po alkoholu. Miałem na myśli, że wyglądasz dojrzale jak na swój wiek i... Ey, czy ja wyglądam, jak typowy bad boy?
-Dopóki się nie uśmiechniesz, to tak.-Przyznałam zgodnie z prawdą. Co jak co, ale jego chłopięcy uśmiech nie pasował ani trochę do pierwszego wrażenia.
-Mam nadzieję, że lubisz ten typ facetów. Bo wiesz, jesteś na prawdę gorąca i myślę, że chyba zacznę cię podrywać tak na poważnie. Pieprzyć to, że masz chłopaka.
-Co?!-Pisnęłam zszokowana jego otwartością.
-Kurwa, o czy ja mówiłem przed chwilą? Zanim powiedziałaś 'co', mówiłem o czymś, ale za  cholerę nie pamiętam o czym. Mniejsza z tym. To... Ile masz lat?-Spojrzałam na niego w ten podejrzliwy sposób, ale on nic sobie z tego nie zrobił.
-Próbujesz udawać, że jesteś aż tak pijany? Jeżeli chcesz, mogę zapomnieć o tym, co mówiłeś. Poza tym, wiesz ile mam lat.
-Ja nie jestem pijany. Na prawdę? Ale mogłabyś powtórzyć? Wypadło mi z głowy.-Przyznam, że jego zachowanie przeraża mnie coraz bardziej.
-Dziewiętnaście.-Obserwowałam go niepewnie. Jego zachowanie było niepokojące.
-Czyli który rocznik?-Cholera, jeszcze minutę temu było z nim wszystko w porządku, a przynajmniej tak wyglądało.
-Brałeś coś? Nie wiem, narkotyki, leki psychotropowe?-Spytałam patrząc w jego oczy. Miał wyraźnie rozszerzone źrenice, ale równie dobrze to mogło być spowodowane ciemnościami, które panowały w okół. Blondyn odchylił głowę w tył i zaczął się śmiać.-Poczekaj tu chwilkę, dobrze? Tylko nigdzie nie odchodź. Ruszyłam w stronę basenu, dzwoniąc po taksówkę.
-Calum? Zamówiłam taksówkę dla Luke'a. Myślę, że nie jest w najlepszym stanie i powinien wracać.-Hood szybko wyskoczył z wody i ruszył w stronę blondyna. Uh la la, tyłeczek w mokrych, obcisłych spodniach. Stop. Mulat stanął przed przyjacielem i najzwyczajniej w świecie uderzył go w twarz z otwartej dłoni.
-Ty pizdo!-Wrzasnął Lucas oburzony zachowaniem chłopaka.
-Będzie żył.-Stwierdził Cal i po prostu ruszył w drogę powrotną.
-Poczekaj! Co mam z nim zrobić?
-Niech spierdala do domu. Najebał się, jego problem. Nikt nie będzie niańczył tego gówniarza.
-Świetnie. Dzięki za pomoc, ale poradzę sobie sama.-Mruknęłam do siebie.-Pora na ciebie kolego. Zaraz przyjedzie po ciebie taksówka. Tymczasem ja zniknę na moment.-Poinformowałam Hemmings'a i pobiegłam do Ashtona. Zapisałam sobie w telefonie adres mieszkania Luke'a i pobiegłam do domu, ciągnąc za sobą chłopaka. Wzięłam dwie małe kartki i długopis. Na jedną z nich przepisałam adres, a na drugiej napisałam swój numer telefonu i krótką wiadomość o treści 'Zadzwoń, jak tylko dojedziesz'. Chwyciłam portfel i wyprowadziłam Lucasa przed dom. Stanęliśmy pod ścianą w ciszy. Uniosłam wzrok na twarz chłopaka, gdy stanął przede mną. Podałam mu kartkę z moim numerem telefonu, a on przyjrzał się jej uważnie, po czym szeroko się uśmiechnął.
-Zadzwoń, jak tylko dojdziesz? To może dasz mi jakieś swoje nagie zdjęcie, żebym...
-Nie kończ. Tam pisze 'dojedziesz'.*-Urwałam, nie chcąc dalej o tym słuchać.
-Zobaczymy się jeszcze?-Spytał z delikatną nadzieją w głosie.
-Może.-Wzruszyłam ramionami, ale widząc jego uniesione brwi szybko dodałam-Pewnie tak.
-Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Więc...-Mój mózg ze znacznym opóźnieniem zarejestrował, że Luke stoi zdecydowanie zbyt blisko. Jego dłonie niespodziwanie znalazły się na moich biodrach. Delikatnie przycisnął mnie do ściany i pochylił w moim kierunku. Czubek jego nosa delikatnie dotknął mojego policzka, a następnie zarejestrowałam jego ciepły oddech przy moim uchu.
-Mogę Cię pocałować?-Spytał szeptem, a mnie zamurowało. Że co, proszę?
-Nie.-Wyjąkałam cichutko i nie brzmiało to zbyt asertywnie.
-No weź. Tylko ten jeden raz. Spodoba ci się to, zobaczysz. To nie będzie to samo co z Niallem, to będzie lepsze.-Niall. Kurwa, kurwa, kurwa! Myśl o Niallu, myśl o Niallu, myśl o waszym związku. Hemmings złożył delikatny pocałunek na mojej szczęce, a pode mną po prostu ugięły się kolana. Co z tobą, Vicky?!-Nikt się o tym nie dowie. To będzie nasz słodki sekret, kochanie.-Wymruczał do mojego ucha, delikatnie przygryzając jego płatek.
Nazwijcie mnie dziwką bo nie odepchnęłam go, gdy tylko się zbliżył za bardzo.
A teraz wyobraź sobie siebie w mojej sytuacji.
Wyobraź sobie, że ten gorący blondyn przyciska cię do ściany domu, w którym mieszkasz z przyjaciółmi i swoim chłopakiem, chcąc cię pocałować.


*Wiem, że po angielsku (a wiadomo, że skoro Luke i Vicky są w Londynie to mówią po aangielsku) to może nie mieć sensu, ale po polsku różnica między 'dojedziesz', a 'dojdziesz' (wiadomo o co chodzi, yeah?) to tylko jedna literka.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 7 "Pregnancy is not the end of the world"

Od autorki: Dzisiaj krótki rozdział. Zobaczyłam komentarz do rozdziału szóstego doadny wczoraj (Yayy dziękuję) i postanowiłam dopisać jeszcze trochę, żeby dodać. Co nie oznacza, że jestem z niego dumna. Cały rozdział jest nudny, a zakończenie nie trzyma w napięciu i nie zachęca raczwj do czytania ciągu dalszego, ale nie miałam pomysłu na inne zakończenie. Może następny rozdzział wyjdzie lepiej.
Do następnego <3


"Ciąża to nie jest koniec świata"
     Ostrożnie uniosłam jedną powiekę, bojąc się zbyt rażących promieni słonecznych. Z nieskrywaną ulgą stwierdziłam, że okno jest na północ, więc mogłam swobodnie otworzyć oczy. Rozejrzałam się po pokoju, szukając wzrokiem jakiejś koszulki. Żadnej nie znalazłam, gdyż wczoraj "zostawiliśmy" je w salonie.
-Śpisz?-Spytałam, chcąc upewnić się, że mogę przejść niezauważona do łazienki. Ostrożnie wstałam z łóżka i udałam się w wybrane miejsce. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i uśmiechnęłam się, patrząc na dużą wannę z hydromasażem. Wczoraj nie miałam czasu na dłuższą kąpiel, więc z chęcią ją teraz wypróbuję. Odkręciłam kran, z którego popłynęła gorąca woda. Zanim się naleje, to trochę ostygnie, poza tym lubię gorące kąpiele. Owinęłam się prowizorycznie miękkim ręcznikiem i zaczęłam przyglądać się buteleczkom z zapachowymi olejkami do kąpieli. Muszę przyznać, że jak na domek w lesie, wyposażenie jest świetne. W końcu chwyciłam flakonik w dłoń i odkręciłam zakrętkę. Zaciągnęłam się zapachem pomarańczy i wlałam niewielką ilość do wody. Woń była wyjątkowo silna i rozniosła się po całym pomieszczeniu. Odstawiłam buteleczkę na miejsce i sięgnęłam po bezzapachowy płyn do kąpieli, którym posłużył mi tylko do wytworzenia piany.  Zadowolona z efektu końcowego wyłączyłam wodę i odwiesiłam ręcznik. Usiadłam w wannie i włączyłam hydromasaż. Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy, relaksując się. Nie byłam bardzo obolała po swoim pierwszym razie, ale odczuwałam pewnego rodzaju dyskomfort. Zawsze powtarzałam, że poczekam z tym do ślubu, ale po wszystkim zdecydowanie uważam, że było warto złamać tą małą zasadę. W końcu raz się żyje (przyp. autorki: Albo : w końcu YOLO).
Na samo wspomnienie naszych ciał w idealnej synchronizacji oświetlanych co jakiś czas przez błyskawice na zewnątrz, robi mi się duszno. Wyłączyłam hydromasaż i kontynuowałam rozpamiętywanie tej nocy. Powinnam przestać o tym myśleć, tylko skupić się na relaksie.
     Gdy po jakiejś godzinie, woda prawie wystygła, a moje włosy były już umyte, stanęłam na zimnej podłodze i zaczęłam wycierać swoje ciało ręcznikiem. Po kolejnych kilkunastu minutach ogarniania się, wyszłam z łazienki i na palcach podeszłam do torby.
-Nie musisz się skradać.-Delikatnie podskoczyłam, nie spodziewając się usłyszenia delikatnie zachrypniętego głosu za sobą. Powoli odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem na twarzy.
-Wystraszyłeś mnie.-Mruknęłam i przykucnęłam przy torbie. Wyciągnęłam z niej czystą bieliznę i wsunęłam na siebie majtki.
-Nie poszłaś się przebrać do łazienki?
-Masz coś przeciwko? W końcu i tak widziałeś mnie nago.-Zaśmiałam się, stając tyłem do chłopaka. Rzuciłam ręcznik na krzesło w kącie i szybko założyłam stanik.
-Lubię Cię taką. To znaczy, lubię Cię w każdym wydaniu, ale w tym najbardziej.-Powiedział nagle Niall.
-Taką roznegliżowaną?-Spytałam rozbawiona i wyjęłam z torby kwiecistą sukienkę.
-Odważną.-Poprawił mnie, obserwując, jak próbuję zasunąć zamek sukienki. Gdy wreszcie odniosłam sukces, skierowałam się w stronę drzwi.-Gdzie idziesz?
-Zrobić śniadanie i kawę.-Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do kuchni. Nalałam wody do elektrycznego czajnika i uruchomiłam go. Wyjęłam z szafki dwa kubki i nasypałam do nich kawy.
-A nie możemy zamówić pizzy?-Spojrzałam w kierunku Nialla, który wyłonił się z sypialni z telefonem w dłoni, ale natychmiast odwróciłam wzrok marszcząc nos.
-Horan, jesteś obrzydliwy! Zamieniasz  się w Harry'ego? Idź się ubierz!-Pisnęłam zażenowana tą sytuacją. Niall zaśmiał się głośno, słyszałam zbliżające się kroki za sobą, więc zakryłam oczy dłonią i zacisnęłam powieki.
-Zachowujesz się jak dziewica.-Mruknął, dotykając mojego ramienia.
-To nie jest śmieszne. Wykorzystałeś fakt, że w nocy robiliśmy to, co robiliśmy.-Odpowiedziałam, otwierając jedno oko i odchodząc na drugi koniec pomieszczenia. Stanęłam przodem do ściany, opierając rękę na biodrze.
-Oh, przestań się wygłupiać. Przecież już mnie widziałaś bez ubrań! Ja ciebie z resztą też.-Powiedział, śmiejąc się z mojej reakcji.
-Ha, ha, ha. Przezabawne, doprawdy.-Wybełkotałam sarkastycznie, wywracając oczami.-To pójdziesz się ubrać, czy będę zmuszona cały czas stać z zamkniętymi oczami?-Spytałam zniecierpliwiona.
-Nie wiesz, co tracisz.-Prychnął, a jego kroki oddalały się, co oznaczało, że na prawdę wyszedł.
-Właśnie nic nie tracę, a mogłam stracić wzrok.-Mruknęłam żartobliwie pod nosem i podeszłam do blatu, żeby zalać kawę.
-Słyszałem! Mimo wszystko, słuch nadal mam świetny!-Krzyknął z sypialni. Zamieszałam łyżeczką napój i leniwym krokiem podreptałam na kanapę. Postanowiłam pooglądać telewizję, więc wcisnęłam czerwony guziczek na pilocie. Na ekranie pojawił się jakiś denny film przyrodniczy. Zaczęłam przeglądać kanały, popijając kawę. Słyszałam szum wody, co oznaczało, że Niall bierze prysznic. W końcu trafiłam na jakiś program muzyczny. Nuciłam pod nosem popularną w ostatnich czasach piosenkę Miley Cyrus. Zamoczyłam usta w kawie, ale szybko ją od siebie odsunęłam czując pieczenie na wargach. Odstawiłam kubek na stolik i wstałam z kanapy. Powolnym krokiem poszłam do sypialni, aby wziąć telefon z komody. Wróciłam na kanapę i odblokowałam ekran.
    Po wymienieniu kilku wiadomości z moim tatą usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam delikatnie głowę w stronę ubranego Nialla. Miał na sobie białą koszulkę, szara bluzę, która według mnie przypominała kurtkę i czarne spodnie, a jego włosy opadały mu na czoło.
-Zadowolona?-Spytał rzucając się na kanapę, dosłownie. Wzruszyłam ramionami i chwyciłam kubek z kawą w dłonie. Upiłam łyk i odsunęłam naczynie od ust, a po chwili Niall zabrał je z moich dłoni.-Bleh, jak możesz to pić? To jest gorzkie!-Skrzywił się oddając mi kubek.
-Mi smakuje. Nie każdy musi pić kawę z dwiema łyżeczkami cukru. Oh, powinniśmy wrócić do domu jutro przed południem. Muszę pomóc chłopakom w gotowaniu obiadu.
-Megan i Jeremy wracają?-Pokiwałam delikatnie głową.
-Yea, podobno mają dla wszystkich jakąś ważną informację.
-Może spodziewają się dziecka?-Rzucił farbowany blondyn z szerokim uśmiechem.
-Wolałabym, żeby to było coś innego.-Odpowiedziałam, idąc z pustym kubkiem do kuchni.
-Czemu? Dzieci są na prawdę urocze i mógłbym się nim opiekować. Domyślam się, że na własne dziecko nie mam co liczyć w najbliższym czasie, ale może...-Niall oparł się o framugę, patrząc na mnie z nadzieją. Wtedy coś mnie tchnęło.
-Niall?
-Hm?-Mruknął beztrosko chłopak, nadal się uśmiechając. Mi jednak wcale nie było do śmiechu.
-Czy ty... Um, wiesz... Ugh, używałeś prezerwatyw, prawda?-Spytałam z powagą w głosie. Horan wbił wzrok w podłogę i próbował ukryć uśmiech, który nie wróżył nic dobrego.-To nie jest śmieszne.
-No wiesz...-Zaczął, ale urwał i zaczął się bawić łyżeczką leżącą na blacie.
-O Boże... Tylko nie to, błagam. Wszystko tylko nie to.-Złapałam się za głowę i zaczęłam nerwowo chodzić po pomieszczeniu.-Nie teraz, to nie może się stać. Twoja kariera, marzenia... Tylko nie ciąża.
-Ciąża to nie jest koniec świata.-Stwierdził Niall. Zmierzyłam go wrogim spojrzeniem i zatrzymałam się.
-Czy ty wiesz, co to do cholery oznacza?! Nie zabezpieczyłeś się, a ja nie biorę żadnych tabletek! Jesteś nieodpowiedzialny! I ty chcesz być ojcem?! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji, jakie poniesiemy! Nie tylko my, ale też cały zespół. Niall, wszystko się zmieni! Będziemy musieli wziąć szybki ślub, zrezygnować z marzeń, kariery, znaleźć jakieś mieszkanie! To wszystko nas przerośnie, nie damy sobie rady...-Schowałam twarz w dłonie, załamana wizją macierzyństwa w najbliższym czasie. Nie byłam na to gotowa, jeszcze nie teraz. Oboje byliśmy na to zdecydowanie za młodzi.
-Gdybyś zatrzymała swój słowotok, pewnie byłbym w stanie ci powiedzieć, że się zabezpieczyłem. I nawet gdybyś zaszła w ciążę, to zrobiłbym wszystko, żebyście byli szczęśliwi. Ty i nasze dziecko.-Spojrzał na mnie zachowując poważny wyraz twarzy. Widziałam w jego oczach smutek i żal.Odetchnęłam z ulgą, ale poczułam silne poczucie winy.
-Przepraszam. Nie powinnam mówić tego, co powiedziałam. Ja tylko... Spanikowałam.-Wyznałam podchodząc bliżej chłopaka. Męczyły mnie wyrzuty sumienia, że tak na niego naskoczyłam i powiedziałam, a raczej wykrzyczałam, że jest nieodpowiedzialny. Nie podeszłam do niego wystarczająco blisko, żeby go przytulić, czy chociażby dotknąć. Oparłam się plecami o stół i wbiłam wzrok w podłogę.
-Taa... Ja na prawdę Cię kocham Victoria i myślę o NAS na poważnie. Jesteśmy razem już siedem miesięcy i jedenaście dni. Coraz częściej mam obawy, że tylko ja pragnę wspólnej przyszłości z tobą.
-Nie mów tak.
-Czemu? Cały czas tylko mi mówisz o mojej karierze, to jest twój jedyny argument. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Nigdy praca nie będzie dla mnie ważniejsza od rodziny, przyjaciół i miłości. Może gdybyś zaszła w ciążę, ukryłabyś to i uciekła, mówiąc, że tak będzie lepiej, hm? A może ty po prostu nie chcesz mieć ze mną dziecka,co?-Jego głos był wyprany z emocji, ale jego słowa mnie zabolały.
-Niall, kocham Cię, ale...
-Zawsze jest jakieś 'ale'. Myślałem, że teraz pozwolisz, żebyśmy zrobili wspólny krok w dorosłe życie. Jesteśmy dorośli, musimy podejmować dojrzałe decyzje, bez względu na okoliczności. Na prawdę chcę z tobą być. Chcę się tobą opiekować, być z tobą w każdej chwili i pokazać światu, jak bardzo się kochamy. Nie chcę 'miłości na pokaz', ale pragnę, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś już tylko moja. A ty tego nie ułatwiasz, zawsze widzisz tylko to złe strony i kontrargumenty.-Obserwowałam, jak Niall znika za ścianą, wstrzymując oddech. Czy On prawie ze mną... Zerwał? Nie, nie powiedział tego wprost.
Głupia, głupia, głupia. Boisz się życia.
Powinnam wziąć do serca jego słowa i starać się zrobić wszystko, żeby jego obawy zniknęły. On jest dla mnie wszystkim. Muszę to naprawić. Nie wiem jeszcze jak,, ale zrobię to. Zdecydowanym krokiem wyszłam z domku i spojrzałam na Nialla, króry siedział na skraju lasu, bawiąc się patykiem, jak małe dziecko. To było coś, co w nim kochałam. Jego czasem infantylne zachowanie było urocze. Wolnym krokiem podeszłam do niego i spojrzałam na ziemię przed nim. Właśnie kończył rysować na niej patykiem serduszko z literką 'V' w środku. Uśmiechnęłam się i schyliłam po mniejszy patyczek. Starannie kreśliłam kolejne litery układające się w 'Kocham Cię, Niall'. Delikatnie pochyliłam się w jego kierunku i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku. Chłopak spojrzał na mnie z tą wyjątkową iskierką w oku i splótł nasze palce. Wstał z ziemi i wolną ręką otrzepał spodnie. Ruszył w stronę ławki, trzymając moją dłoń i delikatnie gładząc jej wierzch kciukiem.

Dobrze, że po każdej burzy wychodzi słońce.


piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 6 "My world"

Oczami Niall'a
 Zgasiłem silnik samochodu i wyjąłem kluczyki ze stacyjki.
-Nie cieszysz się? Jesteśmy na miejscu.-Poinformowałem i spojrzałem za okno. Ciche mruknięcie po mojej lewej stronie uświadomiło mi, że Vicky po prostu zasnęła znudzona drogą. Cicho wyskoczyłem z auta i obszedłem je dookoła. Otworzyłem drzwi pasażera i wsunąłem ręce pod jej kolana i plecy. Ostrożnie oddaliłem się w stronę przytulnego domku niosąc śpiącą Victorię.
Ludzie mówią, że świat jest wielki. Zabawne, ja Swój Cały Świat trzymam właśnie w ramionach.
Na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech na tą myśl. Zwolniłem kroku w obawie o potknięcie na schodach. Stanąłem przed drzwiami i właśnie wtedy nadeszła chwila, w której popsułem tą romantyczną scenę. Mianowicie zapomniałem otworzyć ich z klucza, a teraz nie miałem takiej możliwości.
-Jesteś idiotą, Horan.-Mruknąłem sam do siebie i odchyliłem głowę w tył.
-Wreszcie się przyznałeś.-Cichy chichot przy moim uchu zdecydowanie poprawił mi humor.-Więc odstaw mnie i otwórz domek.-Stopy brunetki delikatnie stanęły na werandzie, a ona szybko poprawiła ubranie.
-Zostawiłem w samochodzie.-Stwierdziłem przeszukując kieszenie.-Chyba muszę po nie iść.
-Więc idź.-Victoria wzruszyła ramionami i zaczęła się rozglądać.
-Nie teraz.-Mruknąłem i przyparłem jej drobne ciało do drewnianej ściany.-Teraz muszę ci wynagrodzić męczącą podróż.
Oczami Victorii
Blondyn całował moją szyję, a jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Odruchowo odchyliłam głowę w tył dając mu lepszy dostęp. Potraktował to jako zachętę do dalszych działań, więc zsunął dłonie na uda. Wydałam z siebie cichutki jęk, ale doskonale wiedziałam, że muszę znowu przerwać taką chwilę. Niall prawdopodobnie miał teraz ochotę się ze mną kochać, nie patrząc, gdzie jesteśmy.
-Niall, to nie jest najlepszy pomysł. Nie to miejsce i nie ten czas.-Delikatnie odsunęłam od siebie jego ciało. Widziałam w jego oczach pewnego rodzaju zawód.
-W porządku.-Pokiwał głową i odszedł w stronę samochodu. Nie ma mi tego za złe, prawda? To będzie mój pierwszy raz, więc chcę, żeby było wyjątkowo. Chyba każda dziewczyna marzy o romantycznej atmosferze. Blondyn otworzył przede mną drzwi, więc wkroczyłam do środka. Zatrzymałam się na środku pomieszczenia i obserwowałam ruchy Horana. W końcu oparł się o blat, a ja postanowiłam zagadać.
-Jesteś na mnie zły?-Wolnym krokiem zbliżyłam się w jego stronę.
-Za co?
-No nie wiem. Na razie nie mogę ci zaoferować nic więcej. Nic poza trzymaniem się za ręce, przytulaniem, całowaniem, jak jacyś nastolatkowie. Wróć. W tych czasach nawet piętnastolatki tracą dziewictwo. O to chodzi? O seks, który odwlekam w nieskończoność?-Spytałam smutnym głosem, na prawdę nie chciałam kłótni na ten temat.
-Nie. Jest okej.
-To dlaczego dziwnie się zachowujesz za każdym razem, gdy odmówię?-Tym pytaniem przyparłam go do muru. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie.
-Po prostu myślałem, że jesteśmy na wystarczającym poziomie w związku, żeby posunąć się trochę dalej.
-Nie wiedziałam, że w miłości są jakieś poziomy, jak w jakiejś grze. Zrobimy to, gdy oboje będziemy gotowi.
-Poczekam tyle, ile będziesz potrzebowała. Nie śpieszmy się, nie myśl o tym. Ja poczekam.-Zakomunikował stanowczym głosem i przytulił mnie, całując w czoło.
-Musisz po prostu zrozumieć, że jeszcze nie chcę tego robić. Może i mam dziewiętnaście lat, ale nigdy nie miałam czasu, by wydorośleć.
-Co masz na myśli?-Niall zmarszczył brwi i delikatnie się odsunął, aby móc przyglądać się mojej twarzy. Nigdy nie wtajemniczałam go w szczegóły swojego dzieciństwa. Nikogo w to nie wtajemniczałam. To był trudny czas dla mnie i dla mojej rodziny. Przyjaciele znali tylko skróconą wersję tego wszystkiego z pominięciem szczegółów.
-Idę wziąć prysznic. Jazda była wyjątkowo wyczerpująca.-Zmieniłam temat i skierowałam się do sypialni, skąd było przejście do łazienki. Zbliżał się wieczór, więc zza okna mogłam słyszeć dźwięki typowe dla nocnej pory. Zabrałam z torby ręczniki, czyste ubrania i bieliznę, a także wszelkie potrzebne rzeczy. Zamknęłam za sobą dębowe drzwi i pozbyłam się swoich ubrań. Weszłam do kabiny i odkręciłam wodę. Moje mięśnie zaczęły się rozluźniać pod jej wpływem. Kropelki spływały po moim ciele, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy powinnam opowiedzieć Niall'owi swoją historię jeszcze dziś, czy może poczekać. Im wcześniej ją pozna, tym lepiej, ale jest też prawdopodobieństwo, że to zepsuje nasz wyjazd. Biłam się z myślami podliczając plusy i minusy wstrzymania się od tego. Nalałam na dłoń trochę szamponu i wmasowałam go we włosy, tworząc pianę. Gwałtownie zacisnęłam powieki, gdy poczułam specyficzne pieczenie w prawym oku. Otarłam pianę z twarzy i spłukałam szampon z włosów. Nałożyłam na nie odżywkę, a następnie zaczęłam wcierać w ciało czekoladowy żel pod prysznic. Po skończonej czynności chwyciłam maszynkę do golenia i przystąpiłam do rutynowej czynności. Gdy się mieszka ze znajomymi i z chłopakiem, nie można tego zaniedbać. Przyznam, że jeszcze jak mieszkałam z rodzicami i nie planowałam wyjścia na miasto, po prostu sobie to odpuszczałam. To było skutkiem zwykłego lenistwa. Przez moje zamyślenie ostrze delikatnie przecięło moją skórę nad kolanem. I właśnie dlatego nienawidzę tego robić. A tak się cieszyłam, że udało mi się nie zrobić sobie krzywdy. Ostatnie pociągnięcie i moje szczęście poszło się jebać. Spłukałam pianę ze swojego ciała i odżywkę z włosów. Owinęłam się w ręcznik i stanęłam przed lustrem. Po pięciu minutach suszenia włosy były tylko wilgotne, więc ubrałam się i opuściłam zaparowane pomieszczenie. Wyjrzałam przez okno. Niall grał na gitarze przy ognisku, które pewnie rozpalił, gdy brałam prysznic. Zdecydowanym krokiem wyszłam na zewnątrz. Zajęłam miejsce obok, a delikatne dźwięki ustały.
-Nie jesteś zmęczony?-Blondyn odwrócił się w moją stronę i odłożył gitarę.
-Nie. Lubię ogniska. W ogóle lubię ogień. Jest taki uspokajający, prawda?-Znów wpatrywał się w płomień. Jasne iskierki unosiły się ku niebu, aby po chwili zgasnąć.
-Powinnam się bać? Jesteś piromanem, czy coś?-Zażartowałam, próbując rozluźnić atmosferę.
-Nie.-Odparł krótko, ale widziałam przebłysk uśmiechu na jego ustach.-Ale przyznaj, że jest w tym coś...
-Magicznego.-Dokończyłam jego myśl własnymi słowami. Zapanowała cisza, którą przerywały tylko dźwięki w okół nas.-Nigdy nie mówiłam zbyt wiele o swojej przeszłości. Ale skoro ja poznałam twoją historię, myślę, że ty zasługujesz no to, aby poznać w pełni moją. Pomyślałam, że dzisiaj jest dobry moment na tą rozmowę. Pozostaje tylko pytanie, czy chcesz.-Spojrzałam na niego pytająco. Odwrócił się twarzą do mnie i uniósł kącik ust ku górze.
-Nie mam nic przeciwko temu. Jeżeli uważasz to za słuszne, to czemu nie?-Wzięłam głęboki wdech, próbując w jakiś sensowny sposób zacząć tę historię.
-Przez pierwsze dziewięć lat moje życie było zwyczajne. Byłam jak każda dziewczynka w moim wieku. Ale od pewnego czasu mój ojciec zaczął zostawać dłużej w pracy, mogę śmiało powiedzieć, że popadł w pracoholizm. Gdy wracał do domu od razu chodził spać, więc większość czasu spędzałam z mamą. Kłócili się coraz częściej. W końcu te konflikty doprowadziły do tego, że mama spakowała nasze rzeczy i pojechałyśmy do babci. Tata znalazł w szafeczce nocnej badania, które wskazywały na to, że spodziewają się drugiego dziecka. To był już drugi miesiąc, ale nigdy nie było okazji, aby podzielić się tą informacją. Natychmiast zadzwonił do mamy. Zostawiła tą przeklętą komórkę na dole chociaż czekała na ważną wiadomość. Gdy zbiegała po schodach, potknęła się i spadła. Chyba nie muszę mówić co się stało z dzieckiem, ale to wydarzenie bardzo wszystkich do siebie zbliżyło. Tata wziął urlop i spędzał z nami więcej czasu. Pewnego dnia przyniósł po pracy do domu szczeniaka. Znalazł go na ulicy w drodze powrotnej. Mama nazwała ją Iggy. Była ważna dla naszej rodziny. Dwa lata później...-Przerwałam na chwilę, żeby wziąć głębszy oddech.
-Poczekaj chwilkę, okej?-Niall szybko pobiegł do domu, a po minucie wrócił z grubym kocem. Zasiadł na swoim poprzednim miejscu i rozłożył ramiona.-Chodź tutaj.-Ochoczo przysunęłam się bliżej i oparłam się plecami o chłopaka. On okrył nas kocem i oplótł swoimi ramionami moje ciało.-I co dalej?
-Dwa lata później był ten wypadek. Nie mogę uwierzyć, że zginęła na moich oczach. Tata najpierw się załamał, a potem zaczął oskarżać wszystkich w okół. Zaczęło się od kierowcy drugiego samochodu. Potem zrzucał całą winę na Iggy, która przebywała w klinice dla zwierząt, a mama wtedy jechała, aby ją odebrać. Po tym wydarzeniu tata postanowił oddać zwierzę w dobre ręce, aby nie przypominała mu o tragedii. Bez sensu, prawda? Zaczął obwiniać mnie za to, że sama nie poszłam po psa, tylko umówiłam się ze znajomymi, a potem stwierdził, że to jego wina, gdyż równie dobrze to on mógł to zrobić.  Gdy najgorsze minęło, a przynajmniej tak myślałam, postanowił przyłączyć się do śledztwa dotyczącego przyczyny wypadku. Były dość dziwne i trudne do zidentyfikowania, a policja musiała je poznać. W końcu oprócz mojej mamy zginęły dwie osoby. Jedna z nich nie zapięła pasów i wypadła przez przednią szybę, a druga wykrwawiła się. Tylko kierowca drugiego auta przeżył, ale resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim. Byłam zmuszona dorastać bez wzorca. Zabrakło mi Jej, gdy najbardziej potrzebowałam od niej wsparcia. W końcu kto zrozumie dorastającą dziewczynę lepiej niż jej własna matka? Przyjaciele nie potrafili wyczuć moich uczuć, więc powoli zaczęłam ich tracić.
-To znaczy, że nigdy nimi nie byli.-Wtrącił Niall, a ja spojrzałam na niego.-Hej, nie płacz. Teraz masz mnie i całą resztę. Poza tym zawsze mogłaś liczyć na wsparcie taty, prawda?-Pokręciłam głową i odwróciłam wzrok.
-Znów dał się wciągnąć w wir pracy. Może chciał zająć się czymś innym, żeby nie myśleć o tym wszystkim? Ale nie wpadł na to, że ja też cierpię i go potrzebuję. Odstawiłam leki, czasem nawet nie miałam siły wstać z łóżka. Gdyby nie Naomi i awantura, którą mi zrobiła, nie wiem, czy bym mogła tu z tobą być.
-Ale jesteś i bardzo się z tego cieszę.-Lekko odwzajemniłam jego uśmiech.-Jesteś jak taka porcelanowa figurka: śliczna, wydajesz się być silna, ale jesteś krucha, delikatna i...-Zamyślił się próbując znaleźć odpowiednie słowo.
-Pusta? Wiesz, takie lalki są też puste.-Zażartowałam, siadając przodem do chłopaka.
-Tego nie brałem pod uwagę.-Zaśmiał się nerwowo. Widziałam zakłopotanie w jego oczach.
-Jak poznałeś resztę? Wiesz, Zayn'a i tak dalej.-Spytałam marszcząc brwi. Nigdy nikt nie wspominał o tym, jaki i kiedy się poznali. A to mogła być ciekawa historia, w końcu Horan mieszkał w Irlandii.
-Nie wiem. Aleee...-Wzruszył ramionami i przeciągnął ostatni wyraz.-Pamiętam nasz pierwszy pocałunek.

Patrzył w moje ciemne oczy. Z każdą sekundą byliśmy bliżej siebie. Zarówno ja, jak i On przysuwaliśmy się do siebie powoli. W końcu byliśmy na tyle blisko aby nasze wargi zetknęły się w nieśmiałym pocałunku. Oparłam się o barierkę. To było tak niezmiernie delikatne i zmysłowe. Nie jestem w stanie opisać tego słowami. Takie coś trzeba przeżyć samemu. Niby zwyczajny pocałunek,a jednak znaczy tak wiele. Pociągnęła delikatnie za kołnierzyk od Jego koszuli,aby pogłębić pocałunek. Teraz liczył się tylko On. Nic więcej. Tyle wystarczyło abym w tej chwili była szczęśliwa.

-Pamiętasz to? Myślałam, że byłeś tak pijany, żeby...
-Nie byłem pijany! Za to ty, bardzo.
-Cokolwiek.-Otuliłam się kocem i oparłam swoje ciało o Nialla.
[Ruth Lorenzo - Dancing In The Rain]
Obserwowałam radosne iskierki tańczące nad ogniskiem i wsłuchiwałam się w odgłosy nocy. Gałęzie drzew pod wpływem wiatru poruszały się delikatnie, czasem się o siebie ocierając i wydając przy tym dźwięk. Co jakiś czas pośród liści odzywał się jakiś ptak. Drewno w ognisku również wydawało z siebie cichutkie dźwięki. Delikatnie zadrżałam pod wpływem powiewu wiatru.
-Zimno Ci?-Spojrzałam na Nialla. Z zachwytem wpatrywałam się w Jego oczy rozświetlone przez blask ogniska. Powoli zaczął zbliżać swoją twarz. Gdy nasze twarze dzielił centymetr, niebo rozświetliła błyskawica.
-Chyba powinniśmy już wrócić do domku.-Stwierdziłam i wstałam z ławki. Złożyłam starannie koc, którym byliśmy okryci. Zaniosłam go do domku i położyłam na kanapie. Wyszłam jeszcze na dwór i spojrzałam w niebo. Srebrzysta tarcza księżyca ledwo się przedzierała przez ciemne chmury, które przysłoniły gwieździste niebo rozświetlane raz po raz przez błyskawice. Gdy poczułam na twarzy pierwsze krople deszczu, rozłożyłam ramiona na boki i zamknęłam oczy. Po chwili po moim ciele spływały liczne kropelki wody, mocząc moje ubrania. Już kompletnie zapomniałam, jaki to błogi stan. Stać i czuć, jak razem z wodą spływają wszystkie troski. Moje usta wygięły się w uśmiechu i uciekł z nich głośny śmiech. Zaczęłam obracać się w okół własnej osi i śmiać w najlepsze. W końcu zatrzymałam się próbując odzyskać równowagę. Spojrzałam na rozbawionego Nialla i nie wiele myśląc przyciągnęłam go do siebie. On też postanowił nie przejmować się pogodą. Jego dłoń na dolnej partii moich pleców zbliżyła moje ciało do niego. Splotłam ręce na jego karku, oparliśmy o siebie swoje czoła.
-Co powiesz na mały taniec w deszczu?-Spytał powoli obracając mnie w okół mojej osi.
-Nigdy nie tańczyłam zbyt wiele, ale odpowiem, że się zgadzam.-Chwycił mnie w talii i niespodziewanie uniósł do góry. Odchyliłam głowę w tył i rozłożyłam ramiona, gdy poczułam, że Niall powtarza moją czynność sprzed minuty ze mną na rękach. Gdy poczułam grunt pod stopami spojrzałam w Jego oczy.
-Kocham Cię.-Szepnęliśmy w tym samym czasie, co wywołało u nas delikatny uśmiech. Stykaliśmy się czołami, a nasze usta zbliżały się do siebie z każdą sekundą, jakby oddziaływała na nie jakaś siła. Każdy nasz gest był delikatny i ostrożny, jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Jednak szybko przerodził się w bardziej namiętny. Oparłam dłonie na klatce piersiowej chłopaka, aby delikatnie pchnąć go w stronę domku. Szliśmy tak nie przerywając pocałunku nawet na chwilę, co było cholernie trudne. Gdy doszliśmy do trzech schodków, odsunęłam się na chwilę, aby Niall mógł bezpiecznie po nich wejść.
-Jestem gotowa.-Wyznałam korzystając z chwili przerwy. Mój oddech był znacznie przyśpieszony, przez brak świeżego tlenu podczas pocałunku.
-Jesteś...-Zatrzymał się z dłonią na klamce i spojrzał na mnie ostrożnie, jakby sprawdzał, czy sobie z niego nie żartuję.-Potem już nie będziesz miała wyjścia, a ja nie chcę cię zmuszać...-Zaczął szybko wyjaśniać.
-Do niczego mnie nie zmuszasz.-Ucięłam dyskusję i pchnęłam go do środka. Zatrzasnęłam za nami drzwi i znów złączyłam nasze usta. Poruszały się w tak niesamowicie zsynchronizowany sposób, jakby od zawsze były dla siebie stworzone. Moje plecy delikatnie uderzyły w drewnianą ścianę, ale byłam zajęta zdejmowaniem bluzy Nialla. Rzuciłam ją gdzieś w kąt, nie dbając o to, gdzie wyląduje. Zmierzaliśmy w kierunku przytulnej sypialni, obijając się o ściany i 'gubiąc' przy okazji swoje koszulki. Nasza wędrówka zakończyła się moim upadkiem na miękkie łóżko, a pocałunki Nialla na mojej szyi uświadomiły mi, że
jestem na dobrym miejscu, w odpowiednim czasie, z odpowiednią osobą.