Leżałam nieruchomo wpatrując się w ścianę przede mną. Niall oplótł ramionami moją talię przysuwając mnie do siebie. Stykałam się plecami z jego klatką piersiową czując umiarkowane bicie serca. Dłoń farbowanego blondyna odnalazła moją splatając palce razem.
-Kiedy ten koszmar się skończy...-Mruknęłam słysząc hałas z sąsiedniego pokoju. Po kilku uderzeniach usłyszałam krzyk i znowu zaczynał walić w ścianę. Po kilku minutach uspokajał się i padał na łóżko zalewając się łzami. Następne dwie godziny mijały w grobowej ciszy. Wszyscy jednomyślnie używaliśmy ściszonych głosów, jednak na nic się nie umawialiśmy.
-Miejmy nadzieję, że już wkrótce.-Niall złożył delikatny pocałunek na mojej skroni ściskając moją dłoń. Przymknęłam oczy czując wszechogarniające zmęczenie. Nikt z nas nie był w stanie zmrużyć oka na dłużej niż godzinę. Kawa była jedynym, co nas nadal utrzymywało na nogach.-Prześpij się. Obudzę cię w razie potrzeby.-Niall okrył mnie kocem. Spojrzałam na jego twarz wyrażającą troskę. Sam nie wyglądał lepiej ode mnie. Pokiwałam głową wtulając głowę w poduszkę. Nie czekałam zbyt długo na sen.
-Kiedy ten koszmar się skończy...-Mruknęłam słysząc hałas z sąsiedniego pokoju. Po kilku uderzeniach usłyszałam krzyk i znowu zaczynał walić w ścianę. Po kilku minutach uspokajał się i padał na łóżko zalewając się łzami. Następne dwie godziny mijały w grobowej ciszy. Wszyscy jednomyślnie używaliśmy ściszonych głosów, jednak na nic się nie umawialiśmy.
-Miejmy nadzieję, że już wkrótce.-Niall złożył delikatny pocałunek na mojej skroni ściskając moją dłoń. Przymknęłam oczy czując wszechogarniające zmęczenie. Nikt z nas nie był w stanie zmrużyć oka na dłużej niż godzinę. Kawa była jedynym, co nas nadal utrzymywało na nogach.-Prześpij się. Obudzę cię w razie potrzeby.-Niall okrył mnie kocem. Spojrzałam na jego twarz wyrażającą troskę. Sam nie wyglądał lepiej ode mnie. Pokiwałam głową wtulając głowę w poduszkę. Nie czekałam zbyt długo na sen.
Przewróciłam kolejną stronę książki delikatnie podrygując nogą w rytm piosenki dochodzącej ze słuchawek. Gdy doczytałam bieżący rozdział wsunęłam zakładkę między strony, aby wiedzieć, gdzie skończyłam. Wyłączyłam muzykę wyjmując słuchawki z uszu. Podskoczyłam w miejscu, gdy spostrzegłam siedzącego na krześle w rogu pokoju Liama.
-Długo tu jesteś?-Zapytałam próbując unormować bicie serca. Wstałam z łóżka próbując wyplątać się z dużego koca. Liam uśmiechnął się nieznacznie. Przez głowę przemknęło mi, że mógł być na lekach psychotropowych, jednak szybko odrzuciłam tą możliwość.
-Przyszedłem przeprosić. Na prawdę nie powinienem był mówić tych rzeczy, wcale tak nie myślę.-Skrucha była wręcz widoczna na jego twarzy, gdy wypowiadał te słowa. Odrzuciłam grubą pokrywę na łóżko.
-Nie masz za co przepraszać, Liam. Wiedziałam, że nie chciałeś mnie skrzywdzić wykrzykując takie rzeczy i nie mam ci tego za złe. Myślę, że gdybym była w podobnej sytuacji, zareagowałabym podobnie. Nie ma w tym nic złego.-Powiedziałam miękkim głosem starając się powstrzymać emocje. Liam uśmiechnął się niewyraźnie i spojrzał na mnie ze skruchą.
-A jak ty się czujesz?-Zapytał troskliwie.
-Dzięki za troskę, ale wiesz, że to nie o mnie w tym wszystkim chodzi.-Nie mogłam odpowiedzieć, że jest okej. Wtedy brzmiałoby to tak, jakby porwanie Megan było dla mnie błahostką. Nie potrafiłam też powiedzieć, ze jest ze mną źle mając przed oczami chwile, w których widziałam wrak człowieka zamiast Liama. Brunet zmarszczył brwi, a we mnie zrodził się niepokój, że powiedziałam coś nie tak.
-Wiem, że jesteś silną kobietą, ale gdybyś kiedykolwiek potrzebowała rozmowy, rady lub po prostu czyjejś obecności ja, Louis, Harry i Zayn jesteśmy tu dla ciebie, Victoria. Jeżeli z jakiś powodów nie będziemy mogli Cie wesprzeć, otacza Cię tylu niesamowitych ludzi, którzy są gotowi do pomocy. Ashton, Calum, Luke... W nich też masz przyjaciół, Vicky. Pamiętaj o tym nie tylko teraz, ale w przyszłości. Kocham Cię siostro.-Liam dokończył swoją wypowiedź szeptem i uścisnął mnie mocno. Czułam drżenie jego ciała i niespokojne bicie serca. Nie wiedziałam, co chłopak miał na myśli. Byli moimi przyjaciółmi, to przecież oczywiste, nie musiał mi o tym przypominać. Nie potrafiłam rozszyfrować jego intencji, a wymówka o silnych lekach nie była dla mnie wystarczająca. Czy pominął Nialla przypadkiem, czy też miało to większy sens? Liam wypuścił mnie z objęć posyłając mi ostatni pokrzepiający uśmiech, na który odpowiedziałam tym samym. Skierował się w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Obróciłam twarz w stronę dużego lustra wiszącego na ścianie. Chociaż wiedziałam, że to Liama najbardziej niszczy bieżąca sytuacja, nie potrafiłam znaleźć Siebie w swoim odbiciu. Zbliżyłam się do zwierciadła i dokładnie przyjrzałam się twarzy. Skóra była ziemista od płaczu, złej diety, braku snu i nie wychodzeniu na zewnątrz. Oczy miałam przekrwione i podkrążone, wargi spierzchnięte, a włosy suche i poczochrane. Nie było ze mną najlepiej, ale miewałam gorsze chwile. To porwanie uderzyło we wszystkich niczym huragan Katrina w Nowy Orlean. Każdy z nas powoli zmieniał się w chodzącą parodię człowieka. Traciliśmy z oczu nasze cele, a gdzieś z tyłu głowy kołatała się nam myśl, że osiągnęliśmy dno. Wszyscy. To było jak efekt domina. porwanie doprowadzało do ruiny Megan, o której stanie nie mieliśmy żadnych informacji, Liama i mojego ojca, a jej męża. Rozpacz ojca uderzała we mnie z oczywistych względów. Liam oddziaływał na resztę zespołu i po części też na mnie.To wszystko zebrane w całość zabijało nas od środka. Mimo nadmiaru cierpienia w ciągu ostatnich dni, mimo rozpaczy kumulującej się w domu, mimo wszechogarniającej pustki, która powoli odsuwała nas od siebie, ja miałam najgłupsze nadzieje, jakie mogłam kiedykolwiek mieć. Miałam nadzieję, że jest jeszcze więcej cierpienia w tym domu. Miałam głupią nadzieję, że ja oddziałuję na Nialla, że wciąż mu zależy, a wyznania miłości nie były tylko pustymi słowami. Miałam taką nadzieję za każdym razem, gdy przypadkiem nasze spojrzenia się skrzyżują. Wtedy nie widzę nic. Nie widzę już tej wesołości w jego spojrzeniu, tej iskry, która utwierdzała mnie w twierdzeniu, że nadal mu zależy. Nie widzę już tego, co niegdyś rozwiewało moje wątpliwości. Nie czuję tego w jego objęciach. Nie słyszę tego w jego słowach. I za każdym razem zastanawiam się, czy to ja, czy on. Czyje uczucia gasną z dnia na dzień coraz bardziej?
Byłam głupia martwiąc się o nasz związek w tym czasie, gdy powinnam zamartwiać się o Megan i jej syna. Byłam głupia i naiwna myśląc, że moje zmartwienia mogą się równać z tragedią jaka ich spotkała. Ale nie potrafiłam wyprzeć tej myśli ze swojej świadomości. Nie potrafiłam uwierzyć, że to tylko złudzenie. Nie mogłam powstrzymać swoich łez, gdy patrzyłam w swoje odbicie. Widziałam ziejącą z moich oczu pustkę na myśl o przyszłości. Nie widziałam nic poza tym. odwróciłam się od lustra stając przodem do otwartych drzwi. Harry zatrzymał się patrząc ze smutkiem w moją stronę, ale nie powiedział nic. Nie odezwał się nawet wtedy, gdy z mojego gardła wyrwał się szloch, a na moje policzki wypłynęły słone łzy. Widziałam w jego spojrzeniu coś, co nie pomogło mi tego zatrzymać. Staliśmy naprzeciwko siebie. Drżałam próbując opanować wybuch płaczu, a Harry stał bezruchu z opanowaniem na twarzy, jakby znał przyszłość. Otarłam łzy rękawem swetra i zaśmiałam się z własnej głupoty. Śmiałam się ze swojego wybuchu emocji, których nie potrafiłam nazwać i uzasadnić.
-Przepraszam, Harry. Ja tylko... musiałam dać upust emocjom.-Powiedziałam z zawstydzeniem wbijając wzrok w podłogę.
-Okej.-Powiedział i zniknął za drzwiami swojego pokoju zostawiając mnie samą z rozbrzmiewającym po domu cichym dźwiękiem kroków idących po schodach. Nasłuchiwałam, a moje serce zdawało się bić w rytmie Jego kroków. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy cień zgarbionej sylwetki pojawił się na korytarzu. Wiedziałam do kogo należy. Wiedziałam, gdzie był i z kim. Nie wiedziałam w jakim celu. Moje serce zatrzepotało niespokojnie, gdy cień stawał się wyraźniejszy, a kroki głośniejsze. Zacisnęłam zęby modląc się o maleńką iskierkę w spojrzeniu. Zacisnęłam powieki, a przed oczami ujrzałam obraz, za którym tak tęskniłam.
Ale gdy je otworzyłam jedyne co widziałam, to pustaka ziejąca z niebieskich oczu patrzących na mnie z odległości.
-Długo tu jesteś?-Zapytałam próbując unormować bicie serca. Wstałam z łóżka próbując wyplątać się z dużego koca. Liam uśmiechnął się nieznacznie. Przez głowę przemknęło mi, że mógł być na lekach psychotropowych, jednak szybko odrzuciłam tą możliwość.
-Przyszedłem przeprosić. Na prawdę nie powinienem był mówić tych rzeczy, wcale tak nie myślę.-Skrucha była wręcz widoczna na jego twarzy, gdy wypowiadał te słowa. Odrzuciłam grubą pokrywę na łóżko.
-Nie masz za co przepraszać, Liam. Wiedziałam, że nie chciałeś mnie skrzywdzić wykrzykując takie rzeczy i nie mam ci tego za złe. Myślę, że gdybym była w podobnej sytuacji, zareagowałabym podobnie. Nie ma w tym nic złego.-Powiedziałam miękkim głosem starając się powstrzymać emocje. Liam uśmiechnął się niewyraźnie i spojrzał na mnie ze skruchą.
-A jak ty się czujesz?-Zapytał troskliwie.
-Dzięki za troskę, ale wiesz, że to nie o mnie w tym wszystkim chodzi.-Nie mogłam odpowiedzieć, że jest okej. Wtedy brzmiałoby to tak, jakby porwanie Megan było dla mnie błahostką. Nie potrafiłam też powiedzieć, ze jest ze mną źle mając przed oczami chwile, w których widziałam wrak człowieka zamiast Liama. Brunet zmarszczył brwi, a we mnie zrodził się niepokój, że powiedziałam coś nie tak.
-Wiem, że jesteś silną kobietą, ale gdybyś kiedykolwiek potrzebowała rozmowy, rady lub po prostu czyjejś obecności ja, Louis, Harry i Zayn jesteśmy tu dla ciebie, Victoria. Jeżeli z jakiś powodów nie będziemy mogli Cie wesprzeć, otacza Cię tylu niesamowitych ludzi, którzy są gotowi do pomocy. Ashton, Calum, Luke... W nich też masz przyjaciół, Vicky. Pamiętaj o tym nie tylko teraz, ale w przyszłości. Kocham Cię siostro.-Liam dokończył swoją wypowiedź szeptem i uścisnął mnie mocno. Czułam drżenie jego ciała i niespokojne bicie serca. Nie wiedziałam, co chłopak miał na myśli. Byli moimi przyjaciółmi, to przecież oczywiste, nie musiał mi o tym przypominać. Nie potrafiłam rozszyfrować jego intencji, a wymówka o silnych lekach nie była dla mnie wystarczająca. Czy pominął Nialla przypadkiem, czy też miało to większy sens? Liam wypuścił mnie z objęć posyłając mi ostatni pokrzepiający uśmiech, na który odpowiedziałam tym samym. Skierował się w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Obróciłam twarz w stronę dużego lustra wiszącego na ścianie. Chociaż wiedziałam, że to Liama najbardziej niszczy bieżąca sytuacja, nie potrafiłam znaleźć Siebie w swoim odbiciu. Zbliżyłam się do zwierciadła i dokładnie przyjrzałam się twarzy. Skóra była ziemista od płaczu, złej diety, braku snu i nie wychodzeniu na zewnątrz. Oczy miałam przekrwione i podkrążone, wargi spierzchnięte, a włosy suche i poczochrane. Nie było ze mną najlepiej, ale miewałam gorsze chwile. To porwanie uderzyło we wszystkich niczym huragan Katrina w Nowy Orlean. Każdy z nas powoli zmieniał się w chodzącą parodię człowieka. Traciliśmy z oczu nasze cele, a gdzieś z tyłu głowy kołatała się nam myśl, że osiągnęliśmy dno. Wszyscy. To było jak efekt domina. porwanie doprowadzało do ruiny Megan, o której stanie nie mieliśmy żadnych informacji, Liama i mojego ojca, a jej męża. Rozpacz ojca uderzała we mnie z oczywistych względów. Liam oddziaływał na resztę zespołu i po części też na mnie.To wszystko zebrane w całość zabijało nas od środka. Mimo nadmiaru cierpienia w ciągu ostatnich dni, mimo rozpaczy kumulującej się w domu, mimo wszechogarniającej pustki, która powoli odsuwała nas od siebie, ja miałam najgłupsze nadzieje, jakie mogłam kiedykolwiek mieć. Miałam nadzieję, że jest jeszcze więcej cierpienia w tym domu. Miałam głupią nadzieję, że ja oddziałuję na Nialla, że wciąż mu zależy, a wyznania miłości nie były tylko pustymi słowami. Miałam taką nadzieję za każdym razem, gdy przypadkiem nasze spojrzenia się skrzyżują. Wtedy nie widzę nic. Nie widzę już tej wesołości w jego spojrzeniu, tej iskry, która utwierdzała mnie w twierdzeniu, że nadal mu zależy. Nie widzę już tego, co niegdyś rozwiewało moje wątpliwości. Nie czuję tego w jego objęciach. Nie słyszę tego w jego słowach. I za każdym razem zastanawiam się, czy to ja, czy on. Czyje uczucia gasną z dnia na dzień coraz bardziej?
Byłam głupia martwiąc się o nasz związek w tym czasie, gdy powinnam zamartwiać się o Megan i jej syna. Byłam głupia i naiwna myśląc, że moje zmartwienia mogą się równać z tragedią jaka ich spotkała. Ale nie potrafiłam wyprzeć tej myśli ze swojej świadomości. Nie potrafiłam uwierzyć, że to tylko złudzenie. Nie mogłam powstrzymać swoich łez, gdy patrzyłam w swoje odbicie. Widziałam ziejącą z moich oczu pustkę na myśl o przyszłości. Nie widziałam nic poza tym. odwróciłam się od lustra stając przodem do otwartych drzwi. Harry zatrzymał się patrząc ze smutkiem w moją stronę, ale nie powiedział nic. Nie odezwał się nawet wtedy, gdy z mojego gardła wyrwał się szloch, a na moje policzki wypłynęły słone łzy. Widziałam w jego spojrzeniu coś, co nie pomogło mi tego zatrzymać. Staliśmy naprzeciwko siebie. Drżałam próbując opanować wybuch płaczu, a Harry stał bezruchu z opanowaniem na twarzy, jakby znał przyszłość. Otarłam łzy rękawem swetra i zaśmiałam się z własnej głupoty. Śmiałam się ze swojego wybuchu emocji, których nie potrafiłam nazwać i uzasadnić.
-Przepraszam, Harry. Ja tylko... musiałam dać upust emocjom.-Powiedziałam z zawstydzeniem wbijając wzrok w podłogę.
-Okej.-Powiedział i zniknął za drzwiami swojego pokoju zostawiając mnie samą z rozbrzmiewającym po domu cichym dźwiękiem kroków idących po schodach. Nasłuchiwałam, a moje serce zdawało się bić w rytmie Jego kroków. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy cień zgarbionej sylwetki pojawił się na korytarzu. Wiedziałam do kogo należy. Wiedziałam, gdzie był i z kim. Nie wiedziałam w jakim celu. Moje serce zatrzepotało niespokojnie, gdy cień stawał się wyraźniejszy, a kroki głośniejsze. Zacisnęłam zęby modląc się o maleńką iskierkę w spojrzeniu. Zacisnęłam powieki, a przed oczami ujrzałam obraz, za którym tak tęskniłam.
Ale gdy je otworzyłam jedyne co widziałam, to pustaka ziejąca z niebieskich oczu patrzących na mnie z odległości.
__________________
Minęło sporo czasu odkąd ostatnio tu zaglądałam. Tyle samo czasu minęło odkąd usunęłam posty z tego bloga zamykając tym samym tą historię przed światem. Nie pragnęłam niczego więcej oprócz zapomnienia o swoich żenujących "umiejętnościach" pisarskich. Ale nadszedł dzień, w którym sięgnęłam po swoje opowiadanie po raz kolejny, tym razem bardziej świadoma i krytyczna. Wytknęłam samej sobie w duchu każdy błąd. I po tych kilku miesiącach, kiedy panował we mnie spokój, a ja ograniczyłam swoją twórczość jako ujście emocji trzymane w ukryciu, obudził się we mnie żal do samej siebie. Żal, że to zostawiłam. Odezwał się we mnie sentyment do pierwszego opowiadania, wspomnienie radości z najmniejszego osiągnięcia, smutek, gdy kończyłam część pierwszą. Czułam wręcz pustkę, a ta historia do mnie wróciła i znowu ją poczułam. Poczułam ją w sobie i wiedząc, że nie zapomnę o tym ponownie winiłam siebie za porzucenie tego wszystkiego w środku historii. Mam tą świadomość, że moje opowiadanie nigdy nie miało odzewu, ale robię to dla siebie. Znowu publikuję, jednak tym razem tylko część drugą, która zadowala mnie jakością bardziej niż pierwsza. W świetle perypetii bohaterów w kontynuacji nie widzę bardzo ścisłego związku z przeszłością.
Robię to dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz