czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 12 "Fury"

Tydzień później
  Zapukałam w drewnianą powierzchnię czekając na jakąkolwiek reakcję. Po kilkunastu sekundach ciszy postanowiłam wejść do środka. To, co tam zastałam złamało mi serce. Zwinięty w kłębek Liam siedział na łóżku delikatnie kołysząc się na boki. Łzy już dawno przestały spływać po jego twarzy. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci ostatnimi wydarzeniami, jednak nikt z nas nie czuł tego samego, co on.

Dwa dni wcześniej
-Ja odbiorę!-Krzyknął Liam zbiegając ze schodów. Kontynuowałam wyjmowanie szklanek z witrynki uśmiechając się do bruneta. Odwzajemnił mój gest. Cieszył się jak dziecko, odkąd dowiedział się, że dzisiaj wreszcie odwiedzi nas jego matka. Payne podniósł słuchawkę odzywając się radośnie. Spojrzałam na niego, gdy nic więcej nie mówił. Wyraz jego twarzy zmienił się w ułamku sekundy. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Liam próbował oprzeć się o blat komody. Jego drżąca ręka strąciła na podłogę wazon z kwiatami. Szkło rozprysnęło się po podłodze, woda utworzyła wielką kałużę, kwiaty połamały się. Mój umysł nie rejestrował dźwięków. Trzymane w dłoniach talerze wysunęły się z moich rąk, gdy brunet opadł na kolana wypuszczając telefon z dłoni. Kątem oka zarejestrowałam sylwetkę Nialla wbiegającego do salonu. Moje nogi same poniosły mnie w stronę klęczącego Liama. Miał pusty wyraz twarzy, jakby nie chciał dopuścić do siebie rzeczywistości. Nie zważając na kawałki szkła moje kolana zderzyły się z posadzką. Brunet nawet nie drgnął. Zaczęłam nim potrząsać, szarpać go za ramie pytając, co się stało. Wydaje mi się, że krzyczałam. Wiedziałam, że to nie zwiastowało niczego dobrego. Nie zwracałam uwagi na zdezorientowanych domowników. W końcu Liam uniósł głowę i przemówił cichym głosem.
-Porwali ją.
Czas się zatrzymał.

-Liam...-Położyłam dłoń na umięśnionym ramieniu brązowookiego.-Policja już szuka Megan. Twoja matka...
-Wyjdź.-Powiedział twardo nadal patrząc przed siebie. Nie zareagowałam.-Wyjdź!-Jego krzyk rozniósł się po pokoju.
-Nie zostawię cię samego.-Ja także przyjęłam twardą postawę. Byłam gotowa trwać przy nim dopóki ten horror się nie skończy. Chciałam przy nim być w tym momencie.
-Wnoś się stąd! To wszystko wina twojego ojca! Gdyby nie on i jego policyjne gierki, nadal by tu była! Nienawidzę go! Zniszczył nam życie!- Liam zaczął wrzeszczeć wstając i podchodząc do mnie.-Kochała go, a on?! Ten sukinsyn zafundował jej pewną śmierć!-Chciałam otworzyć usta, żeby stanąć w obronie swojego ojca, ale Liam mi w tym przeszkodził. Poczułam silny uścisk na ramionach.-Nie próbuj go bronić! Dobrze wiesz, że mam rację! Wiesz, kto jest następny na liście?
-Liam...-Zaczęłam łamiącym się głosem, gdy gwałtownie mną potrząsał. Próbowałam się uwolnić z jego rąk, jednak wszelkie starania poszły na marne. Łzy zbierały się pod moimi powiekami powoli zamazując widok wściekłej twarzy Liama.
-Ty. Ty jesteś następna w kolejce na odstrzał! Kiedy to do ciebie dotrze? Jeżeli coś stanie się mojej matce... Co ja pieprzę, przecież już jej się stała krzywda! To wina tego psa! Ten sukinsyn jest za to odpowiedzialny! Ten sukinsyn, którego uważasz za ojca! To prędzej, czy później cie zabije! Zanim się obejrzysz, będziesz w grobie! Czeka cię taki sam los, jak moją matkę!-Jego słowa wbijały się w moje serce jak sztylety raniąc mnie. Wiedziałam, że nie był sobą.
-Megan nadal żyje. Nie skazuj jej na śmierć!-Powiedziałam dławiąc się łzami. To nie był ten troskliwy Liam. To był ktoś inny.
-Liam, do cholery, przestań!-Nie potrafiłam rozpoznać do kogo należał głos, który słyszałam za sobą. Payne prychnął z kpiącym uśmieszkiem. Rzucił krótkie spojrzenie osobie stojącej za mną.-Victoria próbuje ci pomóc. Wszyscy chcemy ci pomóc, Liam. Przyjaciele na dobre i na złe, pamiętasz? Wiemy, że cierpisz, ale...
-Gówno wiecie!-Brunet pchnął mnie w tył wykrzykując te słowa. Chciałam wierzyć, że robi to nieświadomie. Nie byłam w stanie złapać równowagi. Przed upadkiem ochroniły mnie czyjeś ramiona. Spojrzałam w tył z trudem rozpoznając Harry'ego. Moja wizja nadal była zamazana utrudniając funkcjonowanie. Harry pomógł mi stanąć na nogi i próbował wyprowadzić mnie z pokoju. Opierałam się nie chcąc zostawiać Liama samego.
-Louis się nim zajmie.-Nie miałam siły walczyć z brunetem.
-Nienawidzę go, słyszysz?! Nienawidzę wszystkiego, co z nim związane! Nienawidzę ciebie! Nie jesteś moją siostrą i nigdy nią nie byłaś!-Słysząc te słowa coś we mnie pękło. Nie słyszałam już nic, bezmyślnie poddawałam się Harry'emu. Byłam pusta w środku. Moja wrażliwość na bodźce jakby zniknęła, a moje ciało zdawało się odłączyć od duszy. Nie zareagowałam, gdy Harry zamknął mnie w uścisku. Wydawało mi się, że coś do mnie mówił, jednak nie potrafiłam rozszyfrować jego słów.
   Nie wiem, jak dużo czasu minęło, odkąd siedzę i gapię się w ścianę. Krzyki ucichły, a Harry cały czas siedział obok.
-Co z nim?-To było jedyne, co udało mi się wydusić. Moje gardło było suche.
-Śpi. Jest totalnie wycieńczony. Zayn szuka dla niego jakiegoś dobrego psychologa.
-On nie potrzebuje psychologa. On potrzebuje nas.-Zaprotestowałam patrząc na bruneta.
-Victoria, sami nie damy rady mu pomóc.-Zamilkłam myśląc nad jego słowami. Może mieli rację? Liam nie ma złamanego serca, nie dostał złej oceny w szkole. On może stracić matkę w najgorszy możliwy sposób. Postanowiłam nie drążyć tematu.
-Gdzie jest Niall?-Zapytałam orientując się, że jestem w jego sypialni, bez niego. Styles wziął głęboki oddech, jakby to, co miał mi powiedzieć było czymś trudnym.
-Pojechał do wytwórni, ktoś musiał porozmawiać z menedżerem.
-O czym?-Spytałam bawiąc się rękawem swojej bluzy. Niall znowu gdzieś pojechał nie mówiąc mi w jakim celu i gdzie się udaje.
-Bądźmy szczerzy. Nikt nie jest pewien, co wydarzy się w najbliższym czasie. Nikt nie zna zakończenia tej beznadziejnej sytuacji, ale szanse na happy end są marne. Nie możemy tracić nadziei, ale nie liczmy na cud. Niewiele takich przypadków ma szczęśliwe zakończenie. Należy wziąć pod uwagę przesuniecie trasy koncertowej o kilka miesięcy lub jej odwołanie. W najgorszym przypadku zespół się po prostu rozpadnie.-Harry zachowywał stoicki spokój mówiąc o tym wszystkim. Nie mogłam uwierzyć w jego słowa.-Może tak byłoby lepiej. Dla nas, dla ciebie, dla wszystkich.-Dodał ciszej wstając z miejsca. Mój wzrok nadal był wbity w miejsce, gdzie przed chwilą siedział. Odnosiłam wrażenie, że Harry już dawno pogodził się z tym scenariuszem.
-O czym ty mówisz?-Zespół był dla nich wszystkim, nie wierzę, aby tak po prostu chcieli z tego zrezygnować.
-Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem u siebie w pokoju. Louis pewnie nadal siedzi przy Liamie.-Harry wyszedł zamykając za sobą drzwi. nie potrafiłam zrozumieć sytuacji, w której się znaleźliśmy. Już nic nie było takie same. Jeszcze zanim to się stało, Niall, Harry i Louis chodzili ze smętnymi minami. Często nie spali w nocy po prostu siedząc bezczynnie albo pisząc piosenki. Znajdowaliśmy się w centrum wydarzeń, o których nawet nie miałam pojęcia. Nie miałam wątpliwości, że coś ukrywają.

 Leżałam z zamkniętymi oczami nie ruszając się. Słyszałam wszystko, co działo się w okół, ale nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Alkohol nadal szumiał w mojej głowie, a sen nie chciał przyjść. Wiedziałam, że Niall był w pokoju. Ze spokojem wdychałam zapach jego perfum, którym przesiąknięta była koszulka. Poczułam, że materac koło mnie ugina się pod ciężarem ciała. Ciepła  dłoń dotknęła mojego policzka odgarniając z niego irytujące włosy. Nareszcie.
-Jestem tchórzem, że nie powiem ci tego, gdy będziesz w pełni świadoma. Kocham Cię, wiesz? Jesteś dla mnie wszystkim. Ostatnio ciągle cię ranię i pewnie zrobię to jeszcze nie raz, ale chcę... Chcę, żebyś wiedziała, że wszystko, co robię... Robię to dla ciebie bo cię kocham i chcę cię chronić. Jeżeli nie będzie innego rozwiązania, będę musiał cię zranić. To nie zależy ode mnie. Ale cokolwiek by się nie stało, kiedyś wreszcie będziemy mogli być razem już na zawsze. Wychowany razem dzieci, potem wnuczęta...-Chciałam odpowiedzieć, że też go kocham albo zapytać, o co chodzi. Jednak mój organizm zbuntował się przeciwko mnie nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Poczułam, jak ciepłe wargi Nialla dotykają mojego policzka, a po chwili na moją skórę spłynęła pojedyncza kropla. Zasnęłam w objęciach niebieskookiego zatrzymując w pamięci jego słowa.
Razem już na zawsze...

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 11 "Waiting all night"


  Naciągnęłam kaptur na głowę otulając się szczelniej materiałem bluzy. Byłam całkowicie opanowana. W końcu zaraz mnie zatrzyma, prawda? Nie pozwoli mi iść w środku nocy w niewiadomym kierunku. Zatrzymaj mnie, zatrzymaj. Proszę. Moja nadzieja przepadła z chwilą, gdy zwyczajnie odpalił silnik. Nie zatrzymałam się, chociaż tak bardzo chciałam z nim szczerze porozmawiać. Przyspieszyłam kroku nie powstrzymując łez. Co tak na prawdę jest między nami? To takie żałosne. Kłócimy się i godzimy. Czasem mam ochotę rzucić swoje dotychczasowe życie w cholerę i zacząć od nowa. Pieprzony kłamca. Mówi o miłości, a teraz tak zwyczaj nie odjeżdża. Mógłby mieć chociaż na tyle przyzwoitości, żeby wrócić do domu, a nie tam, gdzie czasami znika na noc. Myślał, że nie wiem? Musiałabym być na prawdę głupia, żeby nie zauważyć jego zniknięcia w nocy. Po prostu wstaje, ubiera  się i wychodzi. Już nie wspomnę o szeptach w kuchni, które cichną, gdy pojawiam się na horyzoncie. A te tajemnicze wiadomości i telefony? Nigdy nie pytałam, o co chodzi. Owszem, niepokoiło mnie to wszystko, ale byłam zbyt zaślepiona czułymi słówkami, żeby cokolwiek mu o tym powiedzieć. Nie czytałam jego prywatnych wiadomości. Jaka ja byłam głupia! Jeżeli ten dupek mnie zdradza... 
Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem zatrzymując się z powodu rozmazanej wizji. Co za dupek! Siedziałam cicho, nie chcąc niczego psuć, a on urządzał mi sceny zazdrości o nic! Czułam mocne pulsowanie w okolicach skroni od nadmiaru sprzecznych emocji. Z jednej strony był pieprzonym kłamcą i coś ukrywał, ale nadal mu wierzę. Mam dość życia z nim, ale nie potrafię bez niego. Nienawidzę go prawie tak bardzo, jak go kocham. Podniosłam oczy rozglądając się po okolicy. Wytarłam łzy zgromadzone w kącikach moich oczu i dokładniej przyjrzałam się neonowemu szyldowi jednego z barów całodobowych. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam przeglądać listę kontaktów. Nie wiedziałam do kogo mogłabym zadzwonić o tej porze. Luke. Odpada. Przecież nie powiem mu "hej, mój chłopak, a może nawet już były, jest/był o ciebie zazdrosny i uważa, że jesteś napalonym dzieciakiem". Domownicy też odpadają. W końcu zawsze trzymają stronę Nialla. Calum... Przed chwilą od niego wyszliśmy, odpada. Jasna cholera, raz kozie śmierć! Wybrałam numer z listy kontaktów i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam. Po dwóch sygnałach odebrał.
-Ashton?-Spytałam słabym głosem. W moim gardle utworzyła się gula, która odebrała mi mowę.
-Coś się stało? Chcesz porozmawiać? Victoria!-Nie potrafiłam odpowiedzieć. Jestem pewna, że słyszał mój płacz.-Gdzie jesteś?-Z trudem podałam mu nazwę pobliskiego baru. Poinformował mnie, że będzie za góra pięć minut. Do jasnej cholery, jest środek nocy, a ty zawracasz głowę osobie, która nie jest nawet twoim przyjacielem. 
Jestem żałosna. To nie odwołalne i potwierdzone. Jestem największą idiotką w promieniu stu mil. Albo  i więcej. Usiadłam na schodku starej kamienicy i zwinęłam się w kłębek płacząc. W tej chwili nie obchodziło mnie, jak bardzo żałośnie wyglądałam, czy swoim szlochem obudzę mieszkańców. Po prostu płakałam mocząc swoją bluzę i prawdopodobnie brudząc ją tuszem do rzęs.
Nie wiem ile czasu tak spędziłam, ale łzy już powoli zaczynały wysychać. Wzdrygnęłam się czując, jak ktoś siada bok. Spojrzałam na Ashtona. Jego włosy były w nieładzie przez delikatny wietrzyk. Trzymał dłonie w kieszeniach bluzy i patrzył na mnie z cierpliwością. Po chwili sięgnął do czarnego plecaka leżącego koło jego nogi. Podał mi szklaną butelkę z przezroczystą cieczą z delikatnym uśmiechem.
-Śmiało.-Zachęcił mnie poszerzając uśmiech. Nie pewnie chwyciłam ćwierćlitrową buteleczkę.-Nie pomaga, nie rozwiązuje problemów za Ciebie, ale to sprawdzony sposób na znieczulenie. Nie wiedziałem, czy lubisz owocową, więc wziąłem czystą.-Powiedział wyjmując taka samą buteleczkę dla siebie. Odkręciłam i pociągnęłam sporego łyka. Wykrzywiłam twarz czując niesamowicie silne pieczenie w gardle. Odkaszlnęłam próbując się tego pozbyć. Usłyszałam głośny śmiech blondyna.
-Po jakimś czasie już nawet nie będziesz tego czuła. Ale warto się chwilę przemęczyć. To na prawdę sprawdzony sposób.
-Z fatalnym skutkiem ubocznym.-Mruknęłam, ale mimo to upiłam kolejnego łyka.
-Daj spokój, nic nie przebije skutków ubocznych po znieczulaniu Luke'a.-Powiedział odchylając głowę w tył, jakby rozkoszował się blaskiem słońca, ale mamy środek nocy. Co jakiś czas upijał mały łyk przezroczystej cieczy.-Miałem nadzieję, że spytasz o szczegóły, ale nie spytałaś. I tak ci opowiem. Nie uwierzysz, ale nasz mały Luke zakochał się niedawno w zajętej dziewczynie. Dasz wiarę?! Wtedy jeszcze osiemnastoletni chłopczyk, który był dla mnie jak młodszy brat, wpadł po uszy! Dwa dni próbowaliśmy się z nim skontaktować, co skończyło się wyłamaniem zamka w jego mieszkaniu. No i pojawiliśmy się z całym plecakiem alkoholu, kilkoma pudełkami pizzy i papierosami. Był tak pijany, że nie był w stanie przez dwa kolejne dni zadzwonić po ślusarza, żeby wymienić zamki. Dobrze, że już mu przeszło. Były z tym same problemy. Obiło mi się o uszy, że ma już kogoś innego na oku. Oby tylko nie okazała się tak beznadziejnym wyborem, jak poprzednia. Głupia zdzira.-Zakończył swój długi monolog głębokim westchnięciem.
-Nawet jej nie znasz, więc nie powinieneś tak o niej mówić.
-Złamała serce mojemu przyjacielowi, mam do tego prawo.-Zakończyłam te temat rozmyślając nad przyjaźnią facetów. Udają niewzruszonych, a tak na prawdę wskoczyliby za sobą w ogień. Pogmatwane.
-Czemu pijesz ze mną? Masz przyjaciół, świetną dziewczynę...
-Nie chcę, żebyś upadła na samo dno pijąc samotnie. Poza tym, czego nie zrobi się dla przyjaciółki?-Oh. Nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Ashton uważa mnie za przyjaciółkę.-Nie chcę naciskać, ale czemu cię znieczulamy?
-Niall to dupek, który ma przede mną jakieś tajemnice, a mi robi wyrzuty o coś, na co nie mam wpływu. Rozumiem, że każdy ma swoje tajemnice, ale nie musi mi robić awantury o nic, a następnie zostawić w środku nocy, samą na parkingu.-Wyrzuciłam z siebie na  jednym wydechu. Nastała cisza przerywana odgłosami nocnego miasta. Ashton niespodziewanie wstał otrzepując spodnie. Podał mi rękę, abym zrobiło to samo.
-Idziemy.
-Gdzie?-Spytałam dorównując mu kroku.
-Spytałbym, jak się zapatrujesz na piątkową imprezę z moją skromną osobą, ale nie masz wyboru.

Oczami Nialla
Opierałem się o ścianę domu wypalając kolejnego papierosa. Kolejny raz wybrałem numer Victorii i przyłożyłem telefon do ucha. Przekląłem pod nosem słysząc automatyczną sekretarkę. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że zostawiłem ją tam samą. Zdeptałem niedopałek czubkiem buta wdychając nocne powietrze. Spojrzałem na zegarek. Dwanaście minut po trzeciej. Moją uwagę zwrócił głośny śmiech. Po chwili zza rogu  wyłoniła się dwójka ludzi. Chłopak podtrzymywał chwiejącą się dziewczynę. Szybkim krokiem ruszyłem w ich stronę, gdy rozpoznałem ich głosy.
-Ashton?-Spojrzałem na blondyna, który też był nietrzeźwy. Trzymał się o wiele lepiej niż Victoria. Oplotłem ręką talię chichoczącej brunetki.-Dziękuję, że się nią zająłeś.-Powiedziałem całkowicie podtrzymując prawie bezwładne ciało Vicky.
-Ktoś musiał.-Pretensja w głosie Irwina była niemal wyczuwalna.
-Wiem. Wiem, że zawiodłem.-Powiedziałem spuszczając wzrok.-Może cię odwieźć?-Zaproponowałem zacieśniając swój uścisk. Było już późno i nie chciałem, żeby coś mu się po drodze stało.
-Wolałbym wrócić na pieszo. Trochę mnie orzeźwi przed spotkaniem z Nell.-Zaśmiał się przy drugim zdaniu. Mimo jego stanu potrafiłem dostrzec ten błysk w oku, gdy o niej wspomniał. Zayn mówi, że tak samo mam z Victorią. Chciałbym, żeby tak było już zawsze. Jeszcze raz podziękowałem blondynowi za pomoc i skierowałem nas do domu.
-Nieźle się urządziłaś.-Powiedziałem cicho, a brunetka zatrzymała się, więc zrobiłem to samo.
-Jesteś totalnym dupkiem.-Mruknęła odrobinę niewyraźnie. Przytuliłem ją do siebie ignorując zapach alkoholu.
-Wiem, przepraszam za to. Kocham cię najbardziej na świecie, wiesz? I nigdy nie przestanę.-Szeptałem jej do ucha. Jej ciepły oddech odbijał się od mojego karku, a jej dłonie zacisnęły się na koszulce. Powolnymi ruchami gładziłem jej plecy.
-Jestem zmęczona.-Mruknęła tłumiąc ziewnięcie. Zwiększyłem przestrzeń miedzy nami, abyśmy mogli swobodnie iść.
  Po kilku minutach udało nam się dotrzeć do jej pokoju. Pomogłem jej w zdjęciu niewygodnych ubrań. Nie chcąc długo szukać czegoś do spania dla niej zdjąłem z siebie koszulkę i podałem brązowookiej. Naciągnęła ją na siebie i legła na poduszki nie próbując nawet przykryć się kołdrą.  Rozłożyłem koc szczelnie okrywając jej bezwładne ciało. Usiadłem obok patrząc na jej spokojną twarz. Skołtunione włosy unosiły się delikatnie, gdy wypuszczała powietrze. Odgarnąłem zbuntowane kosmyki za ucho Victorii i wstałem sięgając po zeszyt leżący na podłodze. Otworzyłem szufladę w biurku szukając długopisu. Gdy udało mi się go znaleźć, usiadłem z powrotem na łóżku. Długopis sunął po kartce zostawiając za sobą ślady atramentu układające się w słowa.