sobota, 31 maja 2014

Rozdział 2 "These days"*

Oczami Victorii
-Ey, nie przepraszaj. Ja już wszystko wiem.-Powiedział całując mnie w czoło. Spojrzałam zszokowana na Nialla. 
Co On do cholery wiedział?
-Co wiesz?-Zapytałam totalnie zdezorientowana.
-Oh, każda kobieta ma kilka dni w miesiącu, podczas których ma prawo do takiego zachowania. Ale to raczej wiesz.-Powiedział cały czas szeroko się uśmiechając.
-No i co z tego?
-Masz te dni.-Spojrzałam na Niego szeroko otwartymi oczami.-To znaczy masz okres.-Dodał zadowolony z siebie i delikatnie pocałował mnie w czoło. 
-Skąd ta pewność?-Zapytałam zirytowana biorąc głęboki wdech.
-Myślisz, że nie wiedziałem o takim czymś, jak kalendarzyki i te inne pierdoły? Dużo o tym czytałem w internecie. Chociaż w szkole mnie uczyli, że to jest naturalny sposób antykoncepcji, więc Ty chyba nie musisz takiego prowadzić. Chyba, że wolisz wiedzieć, kiedy...-Usiadłam prosto na kanapie i oparłam łokcie na kolanach.
-Przestań.-Poprosiłam spokojnie i zaczęłam głęboko oddychać.
-Jak sobie życzysz.
-O jakim kalendarzyku mówisz?-Zapytałam spokojnie.
-No tym, co znalazłem w Twoim pokoju. Taki fioletowy w białe kropki i ze wstążką do zawiązywania.
-Chyba zacznę zamykać pokój na klucz...-Mruknęłam poirytowana.
-I tak do niego wejdę. W internecie jest pełno sposobów na włamanie się do czyjegoś pokoju.-Niall wzruszył ramionami upijając łyk mojej herbaty.
-Przynieś mi coś na uspokojenie. Melisę zaparz, jakieś prochy. Cokolwiek.
-W internecie czytałem, że w te dni pomaga jedzenie lodów.
-Przestań korzystać z internetu. Błagam. Albo zostań ginekologiem skoro jesteś takim specjalistą.-Niall głośno się zaśmiał i powoli wstał z kanapy.-A jeżeli ktokolwiek się dowie, nie żyjesz.
-Umm, okeeej?-Przeciągnął uśmiechając się niewinnie.
-Już Im powiedziałeś, prawda?-Zapytałam starając się głęboko oddychać.
-Tylko się nie denerwuj, dobrze? Tak jakoś przypadkiem wyszło. Nie możesz się denerwować. Ja Ci zaraz zaparzę melisę, a Ty sobie odpocznij po pracy.-Mówił powoli Niall zakładając w międzyczasie swoje ulubione białe buty. Z racji, że miałam na sobie swoje baleriny rzuciłam się w pogoń za uciekającym Horanem. On już dobrze wie, że Vicky, która ma okres i jest na Niego wkurzona, zagraża Jego życiu i zdrowiu.
-Uduszę Cię debilu!-Krzyknęłam za Nim.
-Pamiętaj, że mnie kochasz!-Odpowiedział przeskakując rzez płot ogródka.
-Nie bądź tego taki pewien.-Z racji, że Niall skacze niezwykle wysoko, ja nie byłam w stanie przeskoczyć półtorametrowego ogrodzenia. Byłam więc zmuszone iść przez furtkę, co zajęło mi chwilę i straciłam Horana z oczu.
-Zaraz tak przypadkiem wyjdzie, że uduszę Cię gołymi rękoma, kreaturo!-Warknęłam idąc zdecydowanym krokiem dookoła domu. Nagle zza rogu wyłonił się blondyn i gwałtownie złączył nasze wargi. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że je zaatakował. Uległam Mu. Ugh, co ja poradzę na to, że jest cholernie pociągający, świetnie całuje i Go kocham? Myślcie co chcecie. Powoli odsunął swoją twarz na kilka centymetrów i przygryzł delikatnie swoją dolną wargę uśmiechając się.
-Kocham Cię, Vicky.-Szepnął patrząc mi w oczy. Ludzie, kurwa, tonę.-Jak masz okres też Cię kocham.-Zaśmiał się, a ja mogłam tylko się domyślać, jak cholernie czerwona teraz byłam.
-Palant.-Mruknęłam opierając czoło o Jego klatkę piersiową, która lekko zadrżała pod wpływem śmiechu.
-Chodź lepiej do domu.-Powiedział obejmując mnie i idąc w stronę drzwi.-Muszę Ci zaparzyć jakieś zioła. Czytałem w internecie, że...
-Niall, przymknij się. To mi pomoże najbardziej.
-A jeszcze wczoraj mówiłaś, że kochasz mój głos. Więc albo mam inny głos, albo wczoraj jeszcze nie miałaś okresu.
-Jeżeli zaraz nie dostanę czegoś mocnego na nerwy, to przysięgam, że coś rozpierdolę.
-Po pierwsze, przekleństwa z Twoich ust nie brzmią dobrze, ale wszystko inne owszem. Nawiasem mówiąc jednak wolę pocałunek niż słowa. A po drugie, jak bardzo mocnego?
-Biorąc pod uwagę to, jak bardzo irytujący dzisiaj jesteś, bardzo mocne.
-To ja już wiem co Ci pomoże.-Powiedział uśmiechając się szerzej i przepuszczając mnie w drzwiach.
-Doprawdy?-Zapytałam stając w korytarzu.
-Yhym. Czytałem coś o tym w internecie.-Powiedział dumnie podchodząc do mnie. Delikatnie złączył nasze usta. Czując, jak wplatam palce w Jego fryzurę, pogłębił pocałunek. Delikatnie pociągnęłam Go za włosy, przez co wydał z siebie cichy jęk. Zdecydowanym ruchem zdjął z siebie swoją bluzę i rzucił ją na podłogę. Niall wkładał w ten pocałunek tyle namiętności i uczucia, ile jeszcze nigdy mi nie okazywał. Nie ma co kryć, że ja wcale nie byłam lepsza. W końcu muszę Mu wynagrodzić tego debila i kreaturę. Dłonie Horana błądziły po moich plecach po chwili odnajdując róg mojej granatowej koszulki. Wsunął pod nią ręce delikatnie masując skórę na plecach. Ostrożnie, a zarazem zdecydowanie przygwoździł mnie do ściany za mną. Powoli zaczął podciągać moją koszulkę w górę, a swoimi ustami przywarł do mojej szyi.
-Co My robimy?-Zapytałam półszeptem patrząc przed siebie.
-Leczymy Twoje nerwy, Skarbie.-Mruknął na chwilę rezygnując ze swojego zajęcia, ale trochę odważniej pociągnął za róg mojej koszulki w górę. Niall miał w zamiarach kolejny raz złączyć nasze wargi, ale Mu przeszkodziłam kładąc palec na Jego rozgrzanych wargach.
-Umm, ale to zmierza w kierunku...
-Wiem. Czyli zmierzamy w DOBRYM kierunku.
-Czekaj, czekaj. Takie bajery to po ślubie. Najpierw ślub, a potem się zastanowię. Tego w Internecie nie przeczytałeś?-Zaśmiałam się wysuwając swoje ciało z Jego uścisku.
- A może dla mnie zrobisz wyjątek od tej zasady, hm?
-Never...-Zaczęłam nucić uśmiechając się tryumfalnie.
-Tak, wiem. Never in my wildest dreams.
Oczami Nialla
-Niall? Mógłbyś zaparzyć dziewięć kubków melisy? Myślę, że się przyda.-Krzyknęła Vicky z salonu. Podniosłem swoją bluzę z podłogi i poszedłem w stronę pokoju dziennego.
-O cholera. Mnie tu nie było!-Krzyknąłem i wbiegłem po schodach na górę widząc w salonie resztę zespołu, Paula i dwóch gości, których kojarzyłem z wytwórni. Oh, ale jakby tego było mało, Harry i Louis szeptali między sobą co chwilę wybuchając śmiechem. Ale kto mógł przewidzieć, że nagle pojawią się w salonie? Ej, sorry, ale w moim mniemaniu byliśmy sami, więc nie musiałem się martwić, czy ktoś Nas usłyszy. Brawo, Louis i Harry. Śmiejcie się dalej, podczas gdy Liam szykuje dla mnie nie małą zjebę. To nie moja wina! Powinien wziąć pod uwagę, że skoro jesteśmy parą, to prędzej czy później to zrobimy, ok? Rzuciłem bluzę na łóżko i wyjrzałem przez okno. Oh, gratulacje Horan! Jak mogłeś nie zauważyć auta przed domem? Reszta zespołu zaparkowała w obszernym garażu. Weź się w garść. Wziąłem głęboki wdech i  powoli wyszedłem z pokoju. Cicho zbiegłem po schodach i pośpiesznie poprawiłem swoje poczochrane włosy. W salonie brakowało tylko Victorii.
-Gdzie jest Vicky?-Zapytałem patrząc na każdego w salonie.
-Nie przyszliśmy rozmawiać o Niej. Chociaż widzę, że o tym też wypada pogadać.-Burknął facet w garniturze.
-Pieprz się.-Mruknąłem pod nosem, na co Zayn delikatnie się zaśmiał. Ignorując mordercze spojrzenie tego faceta powędrowałem do kuchni, gdzie przy blacie stała brunetka pijąc herbatę.
-Chodź do salonu.-Poprosiłem łapiąc Ją za dłoń. Dziewczyna odstawiła swój ulubiony kubek i posłusznie poszła ze mną. Usiadłem na kanapie koło Zayna i posadziłem sobie Victorię na kolanach. Brunetka przez chwilę się wierciła, ale w końcu znalazła wygodne miejsce.
-Może zaczniemy od początku.
-Myślę, że lepiej będzie, jak ja to powiem.-Odezwał się Paul.-Chłopaki, cholernie mi z tym ciężko, ale odchodzę. Przepraszam, że Was tak nagle zostawiam, ale jak tylko będę mógł, wrócę specjalnie dla One Direction.
-Czemu?-Zapytał Zayn.
-Powody rodzinne.
-Kto teraz się nami zajmie?
-Długo szukaliśmy mojego zastępcy, Liam. Wybrałem najlepszego menedżera i mam nadzieję, że Go przyjmiecie równie ciepło, jak mnie. -Paul wskazał na gościa po Jego prawej stronie. Wyglądał bardziej, jak gangster.
-Peter Montez.-Powiedział, przez co pokazał, że nie jest zbyt miły.
-I druga sprawa. Pamiętajcie, że jesteście nowi w tym świecie i nie możecie sobie pozwolić na jakieś wyskoki. -Mruknął Darell, mężczyzna w garniturze.
-Chodzi tutaj o niezapowiedziane ciąże, publiczne romansowanie i tym podobne.-Peter spojrzał kolejno na mnie i na Harry'ego oraz Liama.
-Przepraszam, ale pójdę na górę. Trochę się źle poczułam.-Mruknęła brunetka stając na nogi. Posłałem Jej troskliwe spojrzenie i uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Dziewczyna w szybkim tempie zniknęła na piętrze.
-Ale mamy w końcu po dwadzieścia lat, a nawet więcej. To chyba jasne, że powoli myślimy o zakładaniu rodziny. Ja nie mam zamiaru odwlekać ślubu z Perrie.
-Nikt nie mówi o odwoływaniu ślubu. Róbcie co chcecie, ale z dziećmi się wstrzymajcie.
-Niczego nam nie zabronisz, Montez.-Warknąłem w Jego stronę.
-Jesteś tego taki pewny? Pamiętaj, że to SYCO zrobiło z Was gwiazdy. A tak się składa, że tam pracuję. Więc nie radzę wystawiać mnie na próbę, bo stracicie wszystko. Kontrakt, sławę i pieniądze.
-Gówno możesz.-Prychnąłem kręcąc głową.
-Mogę więcej niż myślisz. Mogę zabronić Ci związku z Victorią.
-Nie zrobisz tego. Paul, powiedz coś.
-Przykro mi dzieciaku. Ja już nie mam tu nic do gadania. Musicie zaakceptować Jego zasady. Miejmy nadzieję, że do zobaczenia i powodzenia.-Higgins uśmiechnął się i wyszedł z domu.
-Nie zrobisz tego.-Powtórzyłem słabszym głosem.
-Za jakiekolwiek oznaki nieposłuszeństwa i naruszenie kontraktu mogę Cię nawet wypieprzyć z zespołu.
-Możesz mnie wywalić z One Direction, ale odpierdol się od Vicky i naszego związku. Pamiętaj, że my też mamy coś do powiedzenia i uszanuj to. Jeżeli ktoś z nas odejdzie z zespołu, to wszystko się posypie jak domek z kart. Zespół się rozpadnie bez tego brakującego ogniwa, a Wy stracicie kupę kasy. Zapamiętaj to, Montez.
-Jeżeli chcesz, żeby Twój żałosny związek przetrwał to lepiej przestań tyle gadać.
Oczami Vicky
Usiadłam przed biurkiem i włączyłam Twittera na laptopie. Kilka nowych powiadomień i tweetów, w których błagają o follow od One Direction. Spojrzałam w światowe trendy. Dwa szczególnie mnie zaciekawiły, gdyż znajdowały się na pierwszym i drugim miejscu:
#NickyHosticeIsNotReal
#NickyIsReal



*These days - Tytuł ma podwójne znaczenie. W polskim tłumaczeniu 'these days' oznacza 'te dni', a po przeczytaniu rozdziału wiadomo, o jakie dni tutaj chodzi. Może też znaczyć tyle, co 'dzisiejsze czasy'. Chodzi tutaj o wątek z internetem (Niall ciągle mówi, co czytał w internecie), który jest wręcz nieodłączną częścią XXI wieku.

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 1 "Good morning, Mrs.Horan"

Oczami Nialla
Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. Kurwa, przecież wieczorem zasłoniłem okna roletami. Warknąłem zirytowany. Do moich uszu dobiegł uroczy śmiech. -Dzień dobry, Panie Horan.-Mimo słabego początku na moją twarz wkradł się uśmiech. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na roześmianą twarz Victorii. -Witam Panią Horan.-Moje słowa wywołały u Niej głośny śmiech.-Uważasz, że to zabawne?-Brunetka pokiwała głową wstała z łóżka. -To jest zabawne. A teraz wstawaj bo mamy na dzisiaj plany. -Ej! Ja jeszcze nie jestem obudzony! -Trudno!-Krzyknęła ze schodów. Zrezygnowany podniosłem się i przecierając twarz dłońmi wszedłem do łazienki. Oczami Victorii Siedziałam na krześle w kuchni nerwowo tupiąc nogą i dopijając herbatę. Spojrzałam na zegarek i zaklęłam w myślach. Jeżeli za dziesięć minut nie wyjedziemy z domu, nie damy rady dojechać do mojej pracy. -Niall, do jasnej cholery, możesz się pośpieszyć?!-Krzyknęłam, wiedząc, że jesteśmy sami w domu i nikomu nie będzie to przeszkadzać. -Tyle razy prosiłem, żebyś nie przeklinała.-Upomniał mnie Horan wchodząc do pomieszczenia. -Nie obchodzi mnie, o co prosiłeś. Jeżeli się nie pośpieszysz, będę spóźniona. A dobrze wiesz, że jestem na okresie próbnym. -Przecież nie musisz pracować... -Ale chcę.-Ucięłam dyskusję wychodząc na korytarz i zakładając baleriny oraz płaszcz. Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu Nialla zapinając pasy. Związałam włosy na czubku głowy.
Po chwili Horan zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Wyjechał na drogę, a ja cały czas patrzyłam się przed siebie sprawdzając godzinę. Na nasze szczęście miejsce mojej pracy nie było daleko. Jakieś dwa tygodnie temu postanowiłam zatrudnić się w publicznej bibliotece. Lubiłam mieć kontakt z ludźmi, a tam dodatkowo panowała cisza. Podobała mi się ta praca i mimo sprzeciwów Liama, podjęłam się jej. Niall też nie był zadowolony z mojej decyzji, ale miałam dość siedzenia w domu. Samochód zatrzymał się pod kremowym budynkiem, więc odpięłam pasy. -Nadal się gniewasz?-Zapytał Niall łapiąc mnie za nadgarstek. -Nie.-Odpowiedziałam krótko ignorując Jego spojrzenie pod tytułem "Kłamiesz,Skarbie". -Miłego dnia.-Powiedział siląc się na uśmiech. -Nawzajem.-Mruknęłam wychodząc z samochodu i trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem weszłam do budynku kątem oka zauważając, że samochód Nialla nadal stoi na parkingu. Pośpiesznie zdjęłam płaszcz i założyłam na nos okulary. Następnie zabrałam się za porządkowanie książek leżących na moim biurku. Spojrzałam w stronę drzwi. Do środka wszedł wysoki chłopak. Wróciłam do swojego poprzedniego zajęcia. Wzięłam kilka grubych książek w dłonie. W mojej kieszeni zawibrował telefon. Przytrzymując brodą stos ksiąg wyjęłam urządzenie i zrobiłam krok do przodu. Prawie wydałam z siebie głośne warknięcie widząc kolejną wiadomość z sieci. Książki wypadły mi z rąk na skutek zderzenia z czymś. Spojrzałam w górę napotykając niebieskie oczy. -Przepraszam.-Powiedziałam pośpiesznie klękając w celu zebrania książek.
-Nic się nie stało.-Odpowiedział posyłając mi piękny uśmiech i podnosząc pozostałe książki. Wróciłam do pozycji pionowej.
-Mogę w czymś Ci pomóc?-Zapytałam uprzejmie uważnie przyglądając się oczom chłopaka. Zawsze zwracam szczególną uwagę na oczy, które są podobnież odzwierciedleniem duszy człowieka. Jego oczy były niebieskie. Ale nie był to taki głęboki błękit, jak na przykład ten Nialla. Ten odcień przechodził odrobinę w szary, ale nadal był ładny. Kolor oczu, oczywiście. Miałam wrażenie jakbym już gdzieś widziała te oczy. Oh, pieprzysz. Setki ludzi na świecie ma podobny odcień tęczówek.
-Chyba nie. Mam nadzieję, że sobie poradzę.-Odpowiedział blondyn wyrywając mnie ze świata kolorowych tęczówek. Jego włosy nie miały tego odcieniu blondu co Nialla. Może dlatego, że Horan jest farbowanym blondynem?
-W razie czego, jestem w pobliżu.-Uśmiechnęłam się i wyminęłam chłopaka kierując się we wcześniej obranym kierunku. Odłożyłam książki w wyznaczone miejsce i udałam się w stronę biurka.
-Przepraszam...-Usłyszałam za sobą, więc odwróciłam się w tamtym kierunku.
-Tak?
-Gdzie znajdę Shakespear'a?-Zapytał blondyn z nutą niepewności w głosie.
-Rząd czwarty od lewej, trzeci regał, najwyższa półka.-Wyrecytowałam bez zająknięcia z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Blondyn uniósł brwi w zdziwieniu.
- Niezła pamięć.-Powiedział kierując się w kierunku wyznaczonym przeze mnie.
-Dzięki.-Powiedziałam cicho się śmiejąc i usiadłam na wygodnym krześle za wysokim biurkiem. Do pomieszczenia weszła uśmiechnięta Cindy z dwoma kubkami w dłoniach.
-Nasze ulubione cappuccino orzechowe z naszej ulubionej kawiarni jest gotowe!- Powiedziała entuzjastycznie, co było u Niej rutyną.
-Cindy, ciszej.-Upomniałam Ją widząc rozbawienie na twarzy blondyna. Dziewczyna przewróciła oczami stawiając przede mną kawę. Cindy jest trochę niższa ode mnie. Ma piękne blond włosy, które delikatnie opadają na Jej ramiona. Ma piękny uśmiech i dołeczki w policzkach. Nawet te słynne dołeczki Harry'ego Styles'a nie mogły się z nimi równać. Osobiście nie pojmuję, czemu Mahone nadal nie ma faceta. W końcu jest roześmiana, radosna, zabawna, miła i piękna. Oczywiście ma też swoje wady. Chyba największą z nich jest gadulstwo i plotkarstwo. Cindy uwielbia plotkować, szczególnie o tych szmatach z "wyższej półki", jak zwykła mówić sama Mahone. Jakby nie patrzeć, dziewczyna mieszkała w otoczeniu samej elity tego miasta, a jednocześnie Jej rodzina do niej należała. Ale jak widać życie bogatej dziedziczki jest cholernie nudne. Szczególnie jeśli jest się osobą tak zwariowaną jak Cindy. Mieszka z rodzicami, ale podjęła pracę w bibliotece rezygnując z pracy w rodzinnej firmie na korzyść swojej starszej siostry. Mahone ma wcześniej wspomnianą siostrę, Melody i brata bliźniaka, Austina. Miałam okazję poznać tą dwójkę. Melody jest odpowiedzialna, zrównoważona i poukładana, w przeciwieństwie do rodzeństwa. Jest brunetką, która nie lubi hałasu i liczy się ze zdaniem ludzi ze świata biznesu. Austin jest męską wersją Cindy. Albo Cindy Jego damską wersją. Nieważne. Oboje mają poczucie humoru, lubią się śmiać, maja gdzieś presję otaczającego Ich świata. Żyją chwilą. Austin jest brunetem, lubi podrywać dziewczyny i ma wielki talent. Nie mogłam niestety usłyszeć Go na żywo, bo na ogół próbuje się nie wychylać jeśli chodzi o to. Cindy specjalnie dla mnie bawiła się w tajnego agenta i nagrała Jego "występ". Całe rodzeństwo Mahone ma ze sobą świetny kontakt, mimo różnic charakteru.
-Vicky, żyjesz?-Cindy machnęła mi dłonią przed twarzą i zaśmiała się z mojej reakcji.
-Tak. Po prostu się zamyśliłam.
-Awww, pewnie gnałaś myślami do godzin wieczornych, kiedy to Ty i Twój ukochany Niall będziecie przeżywać miłosne uniesienia.-Wymruczała udając rozmarzenie. Śmiejąc się z Jej słów kopnęłam Ją w kolano.
-Zamknij się bo ktoś Cię usłyszy, mała małpo.-Wysyczałam nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu.
-No ciekawe kto.
-No ten chłopak...-Powiedziałam ze zrezygnowaniem upijając kilka łyków kawy.
-Ten gorący blondyn? Poszedł jakieś dwie minuty temu. Nie funkcjonowałaś, więc musiałam sobie sama poradzić. Chociaż nie narzekam, bo jest cholernie gorący. I jeszcze ten ścigacz... A wiesz co jest dziwne? Wypożyczył jakieś romansidło Shakespear'a. To totalnie nie pasuje do Niego.
-Ścigacz?-Zapytałam z zainteresowaniem.
-No tak! Gdybyś Ty widziała, jak On na Nim seksownie wyglądał...-Rozmarzyła się blondynka.
-Cindy skarbie, wystarczyło kilka słodkich uśmieszków i jest Twój. Czemu Go nie podrywałaś?
-Nie mój typ. Wolę brunetów.-Automatycznie w myślach uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.-A tak w ogóle mam nowe plotki ze świata szmat!
-Opowiadaj.-Znacznie się ożywiłam na Jej słowa. Totalnie nie obchodziły mnie te bogate rodzinki, ale słuchanie tych ich głupich problemów było na prawdę zabawne, szczególnie jeżeli Cindy opowiadała.
-Matt Craig zostawił tą całą Collins dla Taylor jak Jej tam... No nieważne.
-Dała Mu odejść?
-Jeszcze do Niej wróci, jak będzie potrzebował zaspokojenia. A Ona idiotka zawsze Mu wybacza.
-Głupi szmaciarz.
-Bardzo głupi. A tak poza tematem, nie zgadniesz kto idzie jutro na randkę!-Pisnęła podekscytowana Cindy.
-Pierdolisz?
-Nie!
-Idziesz na randkę?-Zapytałam szerzej otwierając oczy.
-Co? Nie!
-Oh...
-Melody idzie.
-Z kim?
-Z Josh'em.-Powiedziała dumna Cindy.
-Czekaj, Josh to ten, który zrobił dziecko Caroline?
-Nie. To był John, brat Josh'a.
-Ich rodzice są niebywale kreatywni.-Mruknęłam upijając łyk kawy.
-Najnudniejsza rodzina na świecie. A teraz radzę Ci odstawić kawę, bo jak Ci to powiem to się zalejesz!
-No to mów.-Ponagliłam Cindy odstawiając kubek.
-Carmen, wiesz, ta od kociej karmy...
-Karma dla Carmen?
-Dokładnie.
-Co z Nią?
-Jest w ciąży!-Prawie udławiłam się powietrzem.
-Z kim?!
-Nie wiem. Ale na pocieszenie powiem Ci, że Ona też tego nie wie.-Blondynka wzruszyła ramionami dopijając swoja kawę.



-Jest tu ktoś?-Krzyknęłam zdejmując z siebie płaszcz. Zmarszczyłam brwi i weszłam w głąb domu. Panowała w nim niesamowita cisza. Zajrzałam do kuchni, a dokładniej w stronę piekarnika. Podeszłam bliżej i otworzyłam drzwiczki. Założyłam na rękę rękawicę kuchenną i wyjęłam brytfankę z ciastem na blat. Uprzednio wyłączając piecyk poszłam do salonu.
-Liam? Niall? Zayn?-Miałam już w planach szukać Ich na górze, gdy na dół zbiegł Horan i poszedł do kuchni. Fajnie, że mnie w ogóle zauważył.-Gdzie są wszyscy?-Zapytałam zwracając na siebie uwagę blondyna.
-Dobrze, że jesteś. Nie słyszałem, kiedy przyszłaś.-Powiedział szeroko się uśmiechając i podchodząc do mnie.
-Zauważyłam...
-Jak było w pracy? Pewnie jesteś zmęczona. Usiądź sobie, a ja Ci zrobię herbaty i przyniosę ciasto, które upiekłem specjalnie dla Ciebie.-Blondyn posadził mnie na kanapie. Coś mi tu nie pasuje. Albo coś przeskrobał, albo chce iść sam na imprezę z kolegami. Nie zabraniam Mu tego, chociaż to się zawsze kończy tak samo. Jestem zmuszona w środku nocy jechać po zalanego do nieprzytomności Nialla. Ale to Jego życie i nie mogę Mu tego zabronić, tak? Tylko, że Horan zawsze się podlizuje, żebym Mu pozwoliła na takie wyskoki. I kolejne pytanie: gdzie zniknęła reszta?
-Niall?
-Już idę, Skarbie.-Krzyknął z kuchni, a po chwili pojawił się obok z tacą, na której stał kubek i talerz z szarlotką, którą ja uratowałam przed spaleniem.-Smacznego.-Powiedział słodkim głosem siadając na przeciwko. Dokładnie Mu się przyjrzałam. Miał na sobie białą koszulkę, granatową bluzę z brązowymi rękawami i czarne rurki.
-Okej, mam dość. Co jest?-Zapytałam stanowczo opierając się o oparcie kanapy.
-O co chodzi?-Spojrzał na mnie delikatnie marszcząc brwi, ale ten Jego pieprzony, uroczy uśmieszek nie schodził Mu z twarzy.
-To ja się pytam, o co Ci chodzi.
-O nic.
-Niall wiem, że coś jest na rzeczy. Jesteś zdecydowanie za miły.-Powiedziałam patrząc przenikliwie na blondyna. Chłopak z szerszym uśmiechem usiadł koło mnie, więc obróciłam się w Jego stronę.
-Skarbie, ja zawsze jestem miły.
-Mówisz strasznie przesłodzonym głosem.
-Bo przecież jestem mega słodki, prawda?
-Prawda, ale...
-Oh, skoro tak bardzo Ci zależy na tym, to Ci powiem.-W myślach odtańczyłam taniec satysfakcji.-Chciałem Cię przeprosić.-Powiedział delikatnie łapiąc mnie za rękę.
-Za co?
-Nooo za to, co było rano.
-Ugh, to ja powinnam Cię przeprosić. Nie potrzebnie na Ciebie naskoczyłam.
-Ey, nie przepraszaj. Ja już wszystko wiem.-Powiedział całując mnie w czoło. Spojrzałam zszokowana na Nialla. 
Co On do cholery wiedział?




piątek, 16 maja 2014

Prolog

   Nie łatwo jest koncertować na całym świecie, udzielać wywiadów, pisać i nagrywać piosenki, kręcić teledyski do nich i jeszcze znaleźć czas na życie prywatne. Jednak jeżeli jest ktoś, kto sprawia, że każdego dnia budzisz się z uśmiechem i odliczasz minuty do spotkania czy chociaż rozmowy wszystko staje się łatwiejsze. Koncerty przestają być męczące, wywiady są ciekawsze, w głowie jest milion pomysłów, a czas wolny zawsze się znajdzie.

   Niall Horan, członek najsławniejszego boysband'u, każdego dnia budzi się z uśmiechem na ustach i wręcz promienieje radością. Nawet gdy jest w trasie i śpi przez godzinę jest pełny energii, bo wie, że z każdą sekundą zbliża się spotkanie z Nią. To Ona daje mu siłę na kolejny dzień. To Jej uśmiech sprawia, że wszystko w okół staje się lepsze. Gdy właśnie Ona jest smutna, On szuka wszelkiego sposobu by Jej pomóc i to Ona jest Jego powodem do życia.

   Victoria Justice, niepozorna dziewiętnastolatka, wie, że ma dla kogo żyć. Gdy On jest setki, a nawet tysiące kilometrów od Niej słucha Jego głosu, a wtedy Jej dzień jest pogodny mimo deszczu na zewnątrz. Ostatnie myśli przed snem krążą w okół Nialla, który dzwoni do Niej chociażby po to, by życzyć Jej słodkich snów. Gdy widzi iskierki w Jego oczach uśmiecha się, nawet gdyby próbowała zachować kamienną twarz. Ufa Mu bezgranicznie. Wie, że odległość nic nie zmieni i gdy zadzwoni pod dobrze znany numer usłyszy radosne "Cześć" wypowiedziane przez Niego. Sama myśl o Nim wywołuje u Niej uśmiech, nie mówiąc już o najdrobniejszym geście, takim jak uśmiech specjalnie dla Niej.

   Niall splótł Ich dłonie, a Jego uśmiech automatycznie się powiększył.
-O czym myślisz?-Zapytała Vicky siadając po turecku, nie puszczając Jego dłoni. Chłopak poprawił się na łóżku podkładając drugą rękę pod głowę. Zwykłe leżenie lub siedzenie koło siebie i milczenie było dla Nich dobrą formą spędzania wolnego czasu.
-O Nas.
-Tak? A dokładniej?-Spojrzała na Nialla z zaciekawieniem.
-O przyszłości. Ty w pięknej białej sukni, ja w eleganckim garniturze, goście elegancko ubrani, wszędzie kwiaty i świece, a za nami świadkowie...
-Ey, nie rozpędzasz się trochę?
-Poczekaj, jeszcze nie skończyłem. Potem Ty z lekko zaokrąglonym brzuchem siedząca w altanie w ogrodzie przydomowym w otoczeniu wonnych kwiatów i głaskająca kota. A ja bawiący się ze Skylar na kocu na trawniku. No i oczywiście pies wylegujący się w cieniu.
-Skylar?
-No tak. Nasza córka.
-Hmm, nie myślisz, że trochę za daleko brniesz w swoich planach? No wiesz, do tego czasu może się wydarzyć wszystko. Oczywiście chcę żeby nas związek przetrwał, ale... Niall, My nie jesteśmy nawet zaręczeni, a Ty już wybrałeś płeć i imię pierwszego dziecka.
-A chcesz żebyśmy byli zaręczeni?-Zapytał Niall podpierając się na łokciu. Brunetka zaczęła się głośno śmiać.-Pytam poważnie.-Victoria natychmiast spoważniała i spojrzała na Nialla.
-Ty masz karierę...
-Skarbie, dla Ciebie mogę skończyć z muzyką. A wiesz czemu? Bo szaleję za Tobą i Cię kocham.
-A ja z tego samego powodu nie pozwolę, żebyś zmarnował swój talent.-Zaprotestowała Victoria. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i przyciągnął dziewczynę do siebie kładąc Ją z powrotem na łóżku. Sam zaś pochylił się nad Nią składając pocałunek na Jej ustach, a następnie na szyi.-O nie,Kochanieńki. Tak się nie bawimy. Nie ładnie tak się podlizywać gadkami o pięknej przyszłości, wiesz?-Zaśmiała się wstając z łóżka i idąc do drzwi.
-Gdzie się wybierasz?
-Śniadanie się samo nie zrobi.
-Samo nie, ale pewna piękna pani może je zrobić.
-No niby kto?
-Ty.-Powiedział krótko z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Never in your wildest dreams.-Odpowiedziała śpiewając urywek piosenki One Direction - Best Song Ever. Niall  zaśmiał się pod nosem. Denerwowało Go, gdy odpowiadała mu w taki sposób, a jednocześnie Ją za to kochał. Brunetka wyszła z pokoju Nialla i zbiegła po schodach nucąc BSE. Horan ospale wstał z łóżka i powolnym krokiem skierował się do kuchni skąd dało się słyszeć muzykę. Przy blacie stała Victoria prawdopodobnie robiąc sobie śniadanie.
-Pięknie pachnie.-Wyszeptał Jej wprost do ucha. Dziewczyna pisnęła i podskoczyła w miejscu. -Oszalałeś? Trzymałam w ręku nóż. Mogło coś się stać! -Ale się nie stało.-Odpowiedział spokojnie odwracając Vicky w swoją stronę. Delikatnie pochylił się nad Nią, ale Ona odwróciła twarz. Blondyn zaśmiał się cicho i lekko chwycił podbródek Victorii odwracając Jej twarz w swoją stronę. Złożył delikatny pocałunek na Jej ustach. Brunetka wysunęła się z Jego uścisku i otworzyła lodówkę wyjmując z niej warzywa na kanapki. -Pomożesz mi czy nie?- Zapytała nieprzerywając krojenia ogórka. Blondyn posłusznie zabrał się do pracy. Po ukończeniu przygotowania śniadania, Justice nalała sobie kawy do kubka i ruszyła z nim do stołu. Niespodziewanie wpadła na Nialla wylewając na Niego gorący napój. Chłopak pisnął i pośpiesznie zdjął z siebie koszulkę rzucając ją na podłogę. -Przepraszam.-Wydusiła z siebie brunetka próbując się nie zaśmiać. -Zwykłe "przepraszam" nie wystarczy, Kochana. -Bardzo przepraszam. -Mało.-Dziewczyna podeszła do Nialla i mocno go przytuliła. -Przepraszam tak bardzo, bardzo! -Ej ej ej, kim ja jestem? -Niall James Horan, lat 22, urodzony w Mullingar, członek One Direction... -I? -Syn Maury i Bobby'ego...
-I Twój? -Nie jesteś moim synem, Ska...-Urwała drażniąc się z blondynem. -No dokończ. -Ja już skończyłam. -Kocieee, przestań mnie drażnić!-Powiedział cichutko pochylając się nad twarzą dziewczyny. -Przepraszam...Skarbie.-Powiedziała z uśmiechem składając delikatny pocałunek na ustach chłopaka, który On od razy przedłużył i pogłębił. -O, przepraszam. Mogliście poprosić, zatrzymałbym się u kolegi skoro chcieliście być sami.-Do kuchni wszedl Harry, a Victoria odsunęła się od SWOJEGO chłopaka i stanęła obok. -Oszalałeś? Jesteś u siebie poza tym wcale... -Cóż, mogłem o tym pomyśleć.-Powiedział Horan kładąc dłoń do biodrze Victorii i przysuwając Jej ciało do siebie. -Wcale NIE chcieliśMY być sami.-Powiedziała akcentując poszczególne słowa i sylaby. Strąciła Jego dłoń ze swojej talii i uśmiechnęła się w duchu wyobrażając sobie Jego zdezorientowaną minę. -Chcieliśmy!-Pisnął oburzony Niall. -Nialler! Nie słuchaj Go Harry, On bredzi.