sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 9 "Pancakes vs. waffles"

   Siedziałam wygodnie na fotelu, odliczając minuty do końca pracy. Spojrzałam na ekran telefonu, gdy jego ekran zaświecił się, a z głośnika wydobył się dźwięk.
-Słucham?-Odebrałam ze zdziwieniem połączenie od nieznanego numeru.
-Cześć, z tej strony Luke. Byłem wczoraj z przyjaciółmi u was, pamiętasz mnie?-Spytał nie pewnie, chociaż wczoraj mu tej pewności siebie nie brakowało.
-Trudno zapomnieć.-Zaśmiałam się przekładając telefon do drugiej dłoni.
-I właśnie dlatego chciałbym cię zaprosić na kawę w ramach przeprosin i podziękowań. Masz może dzisiaj czas?
-W zasadzie kończę pracę za siedem minut i mogę się spotkać. Jeżeli ci pasuje...-Zaproponowałam zerkając na zegar z kukułką na ścianie.
-Wow, wzorowa pracownica? Czyżby? Ja nie mam nic przeciwko. To może w twojej ulubionej kawiarni za dwadzieścia minut?
-W porządku. W takim razie do zobaczenia.-Zaczęłam już odsuwać telefon od ucha, gdy znów usłyszałam jego głos.
-Poczekaj! Na pewno twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko?
-Nie sądzę, w końcu mogę spotykać się ze znajomymi.
-Pamiętaj, że zawsze wezmę winę na siebie. Nie chcę, żebyś miała przeze mnie kłopoty.
-Czyli jak zabiję człowieka, bierzesz na siebie odpowiedzialność za to? Okej, zapamiętam to sobie.
-Nikogo nie zabijaj, jasne? Do zobaczenia.-Po tych słowach zakończył połączenie, a ja postanowiłam napisać wiadomość do Nialla.
Po pracy idę na kawę ze znajomym. Nie czekajcie z kolacją, kocham <3
Wróciłam do obserwowania wskazówek zegara i drzwi.
Z kim i dlaczego tak długo?
Uśmiechnęłam się wyczuwając zazdrość u Nialla.
Z Luke'iem. To chyba nie jest żaden problem, prawda Kochanie?
Użyłam swojej tajnej broni używając tego zwrotu. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Jasne, że nie, ale uważaj na siebie
Punkt dla mnie za sprytne rozegranie sprawy. Spojrzałam na tarczę zegara nad wejściem i z zadowoleniem stwierdziłam, że na dziś jestem wolna. Wstałam i zarzuciłam na siebie lekki płaszcz. Złapałam jeszcze swoją torbę i podreptałam do gabinetu właścicielki. Kto jak kto, ale panna Desjardin bez wątpienia zasługiwała na miano największej zołzy jaka chodzi po świecie. I wcale się nie dziwię, że została starą panną z wytresowanym pudlem w torebce. Zapukałam kilka razy w drewniane drzwi.
-Czego?-Usłyszałam zza drzwi jej mocny głos, więc nieśmiało nacisnęłam klamkę i pchnęłam wrota.
-Jest siedemnasta, mogę już iść?-Spytałam grzecznie bawiąc się guzikiem płaszcza.
-A musisz?! To młode pokolenie jest takie leniwe! Wolałabym, żebyś została do dwudziestej, ale widzę, że już gotowa do wyjścia!-I jeszcze czego stara krowo. To nie są moje godziny pracy.-Ale jutro przyjdź dwie godziny wcześniej. Musisz to odpracować.-Spojrzałam na nią z uchylonymi ustami. Że niby co mam odpracować?!
-Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem. Co mam odpracować?
-Co?! Przecież wypuściłam cię wcześniej z pracy!-Wrzasnęła podnosząc swój wielki tyłek z fotela. Uderzyła pięścią w biurko, przez co podskoczyłam w miejscu.
-Moje godziny pracy określone w umowie trwają od dziewiątej do siedemnastej. Wychodzę zgodnie z rozkładem.
-Co?! Jak śmiesz tak bezczelnie mi pyskować?! Ty, ty... Zejdź mi z oczu! Jesteś na okresie próbnym! W takim razie jutro pracujesz od siódmej do dziewiętnastej! Wynocha stąd i żadnych 'ale'!-Pożegnałam się próbując zachować pozory opanowanej. Zamknęłam delikatnie drzwi i przyspieszonym krokiem wyszłam na zewnątrz.
-Stara kurwa. Sama sobie pracuj dwanaście godzin.-Burknęłam pod nosem, kierując się do kawiarni.

        Pchnęłam szklane drzwi, a dzwoneczek nad nimi wydał z siebie głośny dźwięk. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając wzrokiem Luke'a. Dopiero po kilku sekundach, gdy wstał z miejsca, udało mi się go zlokalizować. Podeszłam do stolika w kącie i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Długo czekałeś?-Spytałam zdejmując z siebie okrycie wierzchnie. Powiesiłam je na oparciu krzesła i zajęłam miejsce. Hemmings poszedł w moje ślady i oparł się plecami o ścianę za nim.
-Tylko chwilę.
-Mogę już przyjąć zamówienie?-Przy stoliku stanęła niska brunetka z notesem w dłoni. Miała duże oczy otoczone gęstymi rzęsami, które rzucały delikatny cień na jej piegowate policzki. Co jakiś czas poprawiała okulary zsuwające się jej z nosa. Odgarnęła grzywkę z czoła i uśmiechnęła się szerzej. Blondyn spojrzał na mnie wyczekująco.
-Orzechowa latte.-Odwzajemniłam uśmiech i oparłam brodę na dłoni. Dziewczyna szybko coś zanotowała i spojrzała w stronę blondyna, który zamówił to samo. Brunetka odeszła w stronę lady zostawiając nas. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były w kolorze ciemnego fioletu. Sufit i barek były białe. Przy ścianach stały wygodne kanapy z beżowym obiciem i poduszkami w tym samym kolorze. Przy stolikach z ciemnego drewna stały wygodne krzesła dopasowane do pozostałych mebli. Ściany były przyozdobione kilkoma obrazami. Pomieszczenie było przytulne i dobrze urządzone.
-Podoba mi się.
-Co?-Spytałam zdezorientowana. Niespecjalnie zwracałam na niego uwagę.
-Podoba mi się to miejsce.-Powtórzył z rozbawieniem.
-Taaa, jest świetne.-Rozmowa nie specjalnie się kleiła, więc w duchu dziękowałam, że pojawiła się kelnerka z zamówieniem.
-Chciałem ci podziękować i przeprosić.-Zaczął rozmowę ratując nas od niezręcznej ciszy.
-Podziękować?-Uniosłam brew do góry.
-Dziękuję, że zaopiekowałaś się mną wczoraj, gdy nie byłem zbyt trzeźwy. Znając życie moi kochani przyjaciele pozostawiliby mnie na pastwę losu. I przepraszam za... Oboje wiemy, o co chodzi.-Nerwowo potarł swój kark i poprawił czapkę, a jego twarz pokrył pokaźny rumieniec. Zaśmiałam się z jego zakłopotanego wyrazu twarzy.
-Jest okej. Po prostu zapomnijmy o tym. Możemy zacząć naszą znajomość od nowa. Pod jednym warunkiem.
-Jakim?-Zdezorientowany podniósł wzrok i kolejny raz poprawił nakrycie głowy.
-Odpowiedz mi na pytanie. Po co ci ta czapka? W dodatku z daszkiem z tyłu. Na prawdę nie rozumiem tego, po co je nosicie skoro i tak nic nie dają.
-Mam być szczery?-Na jego ustach błądził nieśmiały uśmiech. Pokiwałam głową czekając na odpowiedź.-Jest tylko po to, żeby ukryć moją fatalną fryzurę. Nie ukrywam, że sobie z tym nie radzę. Szczególnie, gdy mam kaca, nawet najmniejszego.
-Poważnie? Czy ułożenie włosów sprawia ci aż taki problem? W przeciwieństwie do mnie masz krótkie włosy. To nic trudnego. Czemu rozmawiamy o układaniu włosów? Mieliśmy się poznać lepiej.
-W takim razie...-Luke skrzyżował ramiona i zmrużył oczy próbując się skoncentrować. Podniosłam wysoką szklankę z kawą do ust i upiłam kilka niewielkich łyków. Ciepły napój przepłynął przez moje gardło zostawiając po sobie przyjemne ciepło. Znów spojrzałam na blondyna, który pochłonięty rozmyślaniami bawił się kolczykiem w wardze. Prawdopodobnie robił to całkowicie nieświadomie. Przyjrzałam się jego ubiorowi. Czarną czapkę z daszkiem dobrał do zwykłej koszulki i obcisłych spodni poprzecieranych na kolanach w tym samym kolorze. Obok niego leżała niedbale rzucona skórzana kurtka, która, podobnie jak trampki, nie odstawała kolorystyką od reszty stroju. Mam wrażenie, że ten chłopak próbuje być tym niegrzecznym chłopcem, a jego charakter skrywa zupełnie coś innego. Może jest słodkim nastolatkiem, który ma czasem swoje odchyły od codzienności, jak na przykład wczorajszego wieczoru?
-Wolisz kawę, czy herbatę?-Zapytał w końcu mrużąc oczy.
-Obojętnie, a ty?
-Też. Ulubiony kolor?-Mam wrażenie, że zacznie się lawina pytań, więc siadam wygodniej.
-Nie mam. Mów od razu swoją odpowiedź, nie umiem wymyślić lepszych pytań.
-Okej. Czarny, szczęśliwa liczba?
-Osiemnaście.
-Pięć, lody owocowe czy czekoladowe?
-Karmelowe.
-Ulubione danie?
-Spaghetti z sosem carbonara.
-Ulubiona piosenka?
-Atlas, Coldplay.
-Ulubiony zespół?
-Na pewno nie One Direction. Czemu nie odpo-
-Drugie imię?
-Nie powiem.
-Zmieniłabyś kiedyś kolor włosów?
-Nie podobam ci się w tych?-Zażartowałam udając smutną.
-Nie! Nie, podobasz mi się, nawet bardzo. To znaczy, mam na myśli... Ugh, wyglądasz ładnie w tej fryzurze.-Blondyn znów pogubił się w swoich słowach. Jego twarz poczerwieniała ze wstydu. Aw, to na prawdę słodki dzieciak! Obserwowałam, jak z rumieńcem na twarzy próbował skupić wzrok na jakimkolwiek obiekcie w tym pomieszczeniu.
-Jesteś niesprawiedliwy.-Stwierdziłam podpierając brodę na dłoni. Zdezorientowany wyraz twarzy nastolatka sprawił, że delikatnie się uśmiechnęłam.-Przestałeś odpowiadać na pytania i w ten sposób wiesz o mnie więcej niż ja o tobie, chociaż to też nie jest zbyt wiele informacji. Więc teraz opowiedz mi coś o sobie. Skąd jesteś, o twojej rodzinie, twojej dziewczynie. O czym tylko chcesz.
-Wychowałem się w Sydney, a od około roku mieszkam w Londynie. Nie mam rodzeństwa, nie licząc moich sióstr ciotecznych, Lucy i Lily, która jest na prawdę dziwna. Swoją drogą, znasz taki zespół, jak The Vamps?-Pokiwałam głową zdziwiona nagłą zmianą tematu.-Słyszałaś ich piosenkę Can we dance? Jak rano jej słuchałem miałem wrażenie, że jest o naszym wczorajszym spotkaniu. Nie zrozum mnie źle bo nie wszystko się zgadza, ale jakaś część tekstu owszem.
-Czyli słuchasz The Vamps? Niespodziewane, aczkolwiek interesujące. Czego jeszcze słuchasz? Justin Bieber, Austin Mahone, Cher Lloyd, Demi Lovato, Miley Cyrus, One Direction?
-Nie! Nie słucham The Vamps, ani żadnego z tych zespołów, czy cokolwiek co wymieniłaś. Lily jest fanką wszelakiej dziwnej muzyki.
-Oh, czyli wolisz The Janoskians? Też ich lubię, mają na prawdę świetne piosenki.-Uśmiechnęłam się szeroko i upiłam łyk kawy. Spojrzałam na zegar nad wejściem.
-Wiem o nich tylko tyle, że Jai Brooks jest przystojny. Przynajmniej tak twierdzi Lily.-Blondyn przewrócił oczami. Dobiłam swoją kawę i sięgnęłam po torebkę.
-Jai jest nieziemski.-Potwierdziłam ponownie patrząc na zegar.-Powinniśmy się już zbierać. Niedługo zamykają. Pójdę zapłacić.-Oznajmiłam szukając portfela.
-Nie. Ja płacę. Pozwól mi być gentelman'em.- Powiedział i szybkim krokiem podszedł do lady, aby zapłacić. Założyłam płaszcz i podeszłam bliżej drzwi. Wyjęłam z kieszeni telefon i odblokowałam ekran. Nie zauważyłam nic ciekawego. Urządzenie zawibrowało w mojej dłoni, a na ekranie wyświetliło się powiadomienie o nowej wiadomości.
Tęsknię :(
Uśmiechnęłam się widząc tą wiadomość. Uwielbiałam, gdy Niall wysyłał mi wiadomości o podobnej treści, dzwonił w  środku nocy chociaż byłam w pokoju obok. To nie było ani trochę męczące. Gdy byli w trasie dzwonił dość późno zapominając o różnicy czasu. Mimo to odbierałam i słuchałam jego głosu. Opowiadał mi o swoim dniu, a ja o swoim. Potem gdy byłam już wykończona, kładłam telefon przy uchu i słuchałam. Słuchałam, jak śpiewał mi do snu. I chociaż jego głos był zniekształcony, nadal był najpiękniejszym dźwiękiem. Zasypiałam przy jego delikatnym głosie, chociaż był setki kilometrów stąd. Zawsze śpiewał Never let you go, ale to nadal była moja ulubiona piosenka. Miałam niesamowite szczęście, że na niego trafiłam. Po naszym pierwszym spotkaniu nigdy bym nie pomyślała, że będziemy spoglądać w swoje oczy i bez zbędnych słów wyrażać miłość do siebie.
Będę za góra 20 minut 
Wysłałam wiadomość z szerokim uśmiechem. Nie byłam daleko od domu, więc powinnam szybko wrócić. Nie czekałam długo na odpowiedź.
YAY!
Miałam ochotę pobiec do domu i go przytulić. Uśmiechałam się do ekranu telefonu, jak idiotka. Poczułam delikatne szturchnięcie w ramię. Spojrzałam w tę stronę napotykając twarz nastolatki.
-Tak?-Spytałam chowając urządzenie do kieszeni.
-Jesteś dziewczyną Niall'a, prawda?-Spytała cicho, a ja uśmiechnęłam się łagodnie.
-Oh, musiałaś mnie z kimś pomylić. Nie jestem Victorią.-Powiedziałam miękko. Nienawidziłam kłamać, ale wolę ściemniać niż  słuchać wyzwisk w swoim kierunku.
-Jesteście na prawdę podobne. Przepraszam.-Spojrzałam na dziewczynę jeszcze raz i coś mnie poruszyło. Może to była czerwona wstążka na jej nadgarstku.
-Jesteś fanką One Direction?-Spytałam zatrzymując ją.
-Tak, ty też?
-Owszem. Idziesz na jutrzejszy koncert? Może cię tam zobaczę?-Spytałam, a jej twarz spochmurniała.
-Nie, wszystkie bilety były wyprzedane w dwie godziny i nie zdążyłam kupić.-Niemal słyszałam, jak koperta woła mnie z wnętrza torebki. Pożegnałam się z nią życząc miłego wieczoru. Podeszłam do lady i wyciągnęłam ze środka jedną z czerwonych kopert i czarny długopis. Napisałam na papierze starannym pismem jedno zdanie ignorując zdziwione spojrzenie Luke'a.
Chyba jednak się spotkamy. Miłej zabawy! V.
Z zaplecza wyszła brunetka, która nas obsługiwała z rachunkiem dla Luke'a. Podała papierek blondynowi, który w zamian przekazał jej należną gotówkę z napiwkiem. Gdy dziewczyna chciała już odejść, zatrzymałam ją.
-Chciałabym uregulować rachunek za tą dziewczynę z książką.-Dyskretnie na nią wskazałam i podsunęłam kelnerce pieniądze.
-Oczywiście, już daję rachunek.-Luke spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wzruszyłam ramionami z małym uśmiechem.-Już daję reszty.
-Nie trzeba. W zamian mam małą prośbę. Czy mogłaby pani przekazać jej tą kopertę zamiast rachunku, który uregulowałam?-Podsunęłam w jej stronę czerwoną kopertę. Dziewczyna bez zbędnych pytań pokiwała głową. Podziękowałam i wspólnie wyszliśmy z kawiarni. Nie mogłam się pozbyć szerokiego uśmiechu. Zrobiłam coś dobrego. Zatrzymałam się obserwując przez okno nastolatkę oglądającą kopertę.
-Co było w tej kopercie?-Spytał blondyn, gdy ruszyliśmy w stronę mojego domu.
-Bilety na jutrzejszy koncert One Direction z wejściówką za kulisy. Poznała mnie, ale jej naściemniałam, że też jestem fanką, a nie dziewczyną Nialla. Dowiedziałam się, że nie udało jej się zdobyć biletu, więc oddałam jej swoje.-Wzruszyłam ramionami, jakby to był nic nie znaczący gest. Uszczęśliwiłam tylko jedną z kilkudziesięciu milionów. To na prawdę mało.
-Naleśniki, czy gofry?-Blondyn zatrzymał się przy jakiejś budce.-Najlepsze w okolicy.-Obiecałam być w domu za jakieś 15 minut, ale myślę, że nic się nie stanie, jak zatrzymamy się jeszcze na chwilkę...