sobota, 24 maja 2014

Rozdział 1 "Good morning, Mrs.Horan"

Oczami Nialla
Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. Kurwa, przecież wieczorem zasłoniłem okna roletami. Warknąłem zirytowany. Do moich uszu dobiegł uroczy śmiech. -Dzień dobry, Panie Horan.-Mimo słabego początku na moją twarz wkradł się uśmiech. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na roześmianą twarz Victorii. -Witam Panią Horan.-Moje słowa wywołały u Niej głośny śmiech.-Uważasz, że to zabawne?-Brunetka pokiwała głową wstała z łóżka. -To jest zabawne. A teraz wstawaj bo mamy na dzisiaj plany. -Ej! Ja jeszcze nie jestem obudzony! -Trudno!-Krzyknęła ze schodów. Zrezygnowany podniosłem się i przecierając twarz dłońmi wszedłem do łazienki. Oczami Victorii Siedziałam na krześle w kuchni nerwowo tupiąc nogą i dopijając herbatę. Spojrzałam na zegarek i zaklęłam w myślach. Jeżeli za dziesięć minut nie wyjedziemy z domu, nie damy rady dojechać do mojej pracy. -Niall, do jasnej cholery, możesz się pośpieszyć?!-Krzyknęłam, wiedząc, że jesteśmy sami w domu i nikomu nie będzie to przeszkadzać. -Tyle razy prosiłem, żebyś nie przeklinała.-Upomniał mnie Horan wchodząc do pomieszczenia. -Nie obchodzi mnie, o co prosiłeś. Jeżeli się nie pośpieszysz, będę spóźniona. A dobrze wiesz, że jestem na okresie próbnym. -Przecież nie musisz pracować... -Ale chcę.-Ucięłam dyskusję wychodząc na korytarz i zakładając baleriny oraz płaszcz. Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu Nialla zapinając pasy. Związałam włosy na czubku głowy.
Po chwili Horan zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Wyjechał na drogę, a ja cały czas patrzyłam się przed siebie sprawdzając godzinę. Na nasze szczęście miejsce mojej pracy nie było daleko. Jakieś dwa tygodnie temu postanowiłam zatrudnić się w publicznej bibliotece. Lubiłam mieć kontakt z ludźmi, a tam dodatkowo panowała cisza. Podobała mi się ta praca i mimo sprzeciwów Liama, podjęłam się jej. Niall też nie był zadowolony z mojej decyzji, ale miałam dość siedzenia w domu. Samochód zatrzymał się pod kremowym budynkiem, więc odpięłam pasy. -Nadal się gniewasz?-Zapytał Niall łapiąc mnie za nadgarstek. -Nie.-Odpowiedziałam krótko ignorując Jego spojrzenie pod tytułem "Kłamiesz,Skarbie". -Miłego dnia.-Powiedział siląc się na uśmiech. -Nawzajem.-Mruknęłam wychodząc z samochodu i trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem weszłam do budynku kątem oka zauważając, że samochód Nialla nadal stoi na parkingu. Pośpiesznie zdjęłam płaszcz i założyłam na nos okulary. Następnie zabrałam się za porządkowanie książek leżących na moim biurku. Spojrzałam w stronę drzwi. Do środka wszedł wysoki chłopak. Wróciłam do swojego poprzedniego zajęcia. Wzięłam kilka grubych książek w dłonie. W mojej kieszeni zawibrował telefon. Przytrzymując brodą stos ksiąg wyjęłam urządzenie i zrobiłam krok do przodu. Prawie wydałam z siebie głośne warknięcie widząc kolejną wiadomość z sieci. Książki wypadły mi z rąk na skutek zderzenia z czymś. Spojrzałam w górę napotykając niebieskie oczy. -Przepraszam.-Powiedziałam pośpiesznie klękając w celu zebrania książek.
-Nic się nie stało.-Odpowiedział posyłając mi piękny uśmiech i podnosząc pozostałe książki. Wróciłam do pozycji pionowej.
-Mogę w czymś Ci pomóc?-Zapytałam uprzejmie uważnie przyglądając się oczom chłopaka. Zawsze zwracam szczególną uwagę na oczy, które są podobnież odzwierciedleniem duszy człowieka. Jego oczy były niebieskie. Ale nie był to taki głęboki błękit, jak na przykład ten Nialla. Ten odcień przechodził odrobinę w szary, ale nadal był ładny. Kolor oczu, oczywiście. Miałam wrażenie jakbym już gdzieś widziała te oczy. Oh, pieprzysz. Setki ludzi na świecie ma podobny odcień tęczówek.
-Chyba nie. Mam nadzieję, że sobie poradzę.-Odpowiedział blondyn wyrywając mnie ze świata kolorowych tęczówek. Jego włosy nie miały tego odcieniu blondu co Nialla. Może dlatego, że Horan jest farbowanym blondynem?
-W razie czego, jestem w pobliżu.-Uśmiechnęłam się i wyminęłam chłopaka kierując się we wcześniej obranym kierunku. Odłożyłam książki w wyznaczone miejsce i udałam się w stronę biurka.
-Przepraszam...-Usłyszałam za sobą, więc odwróciłam się w tamtym kierunku.
-Tak?
-Gdzie znajdę Shakespear'a?-Zapytał blondyn z nutą niepewności w głosie.
-Rząd czwarty od lewej, trzeci regał, najwyższa półka.-Wyrecytowałam bez zająknięcia z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Blondyn uniósł brwi w zdziwieniu.
- Niezła pamięć.-Powiedział kierując się w kierunku wyznaczonym przeze mnie.
-Dzięki.-Powiedziałam cicho się śmiejąc i usiadłam na wygodnym krześle za wysokim biurkiem. Do pomieszczenia weszła uśmiechnięta Cindy z dwoma kubkami w dłoniach.
-Nasze ulubione cappuccino orzechowe z naszej ulubionej kawiarni jest gotowe!- Powiedziała entuzjastycznie, co było u Niej rutyną.
-Cindy, ciszej.-Upomniałam Ją widząc rozbawienie na twarzy blondyna. Dziewczyna przewróciła oczami stawiając przede mną kawę. Cindy jest trochę niższa ode mnie. Ma piękne blond włosy, które delikatnie opadają na Jej ramiona. Ma piękny uśmiech i dołeczki w policzkach. Nawet te słynne dołeczki Harry'ego Styles'a nie mogły się z nimi równać. Osobiście nie pojmuję, czemu Mahone nadal nie ma faceta. W końcu jest roześmiana, radosna, zabawna, miła i piękna. Oczywiście ma też swoje wady. Chyba największą z nich jest gadulstwo i plotkarstwo. Cindy uwielbia plotkować, szczególnie o tych szmatach z "wyższej półki", jak zwykła mówić sama Mahone. Jakby nie patrzeć, dziewczyna mieszkała w otoczeniu samej elity tego miasta, a jednocześnie Jej rodzina do niej należała. Ale jak widać życie bogatej dziedziczki jest cholernie nudne. Szczególnie jeśli jest się osobą tak zwariowaną jak Cindy. Mieszka z rodzicami, ale podjęła pracę w bibliotece rezygnując z pracy w rodzinnej firmie na korzyść swojej starszej siostry. Mahone ma wcześniej wspomnianą siostrę, Melody i brata bliźniaka, Austina. Miałam okazję poznać tą dwójkę. Melody jest odpowiedzialna, zrównoważona i poukładana, w przeciwieństwie do rodzeństwa. Jest brunetką, która nie lubi hałasu i liczy się ze zdaniem ludzi ze świata biznesu. Austin jest męską wersją Cindy. Albo Cindy Jego damską wersją. Nieważne. Oboje mają poczucie humoru, lubią się śmiać, maja gdzieś presję otaczającego Ich świata. Żyją chwilą. Austin jest brunetem, lubi podrywać dziewczyny i ma wielki talent. Nie mogłam niestety usłyszeć Go na żywo, bo na ogół próbuje się nie wychylać jeśli chodzi o to. Cindy specjalnie dla mnie bawiła się w tajnego agenta i nagrała Jego "występ". Całe rodzeństwo Mahone ma ze sobą świetny kontakt, mimo różnic charakteru.
-Vicky, żyjesz?-Cindy machnęła mi dłonią przed twarzą i zaśmiała się z mojej reakcji.
-Tak. Po prostu się zamyśliłam.
-Awww, pewnie gnałaś myślami do godzin wieczornych, kiedy to Ty i Twój ukochany Niall będziecie przeżywać miłosne uniesienia.-Wymruczała udając rozmarzenie. Śmiejąc się z Jej słów kopnęłam Ją w kolano.
-Zamknij się bo ktoś Cię usłyszy, mała małpo.-Wysyczałam nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu.
-No ciekawe kto.
-No ten chłopak...-Powiedziałam ze zrezygnowaniem upijając kilka łyków kawy.
-Ten gorący blondyn? Poszedł jakieś dwie minuty temu. Nie funkcjonowałaś, więc musiałam sobie sama poradzić. Chociaż nie narzekam, bo jest cholernie gorący. I jeszcze ten ścigacz... A wiesz co jest dziwne? Wypożyczył jakieś romansidło Shakespear'a. To totalnie nie pasuje do Niego.
-Ścigacz?-Zapytałam z zainteresowaniem.
-No tak! Gdybyś Ty widziała, jak On na Nim seksownie wyglądał...-Rozmarzyła się blondynka.
-Cindy skarbie, wystarczyło kilka słodkich uśmieszków i jest Twój. Czemu Go nie podrywałaś?
-Nie mój typ. Wolę brunetów.-Automatycznie w myślach uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.-A tak w ogóle mam nowe plotki ze świata szmat!
-Opowiadaj.-Znacznie się ożywiłam na Jej słowa. Totalnie nie obchodziły mnie te bogate rodzinki, ale słuchanie tych ich głupich problemów było na prawdę zabawne, szczególnie jeżeli Cindy opowiadała.
-Matt Craig zostawił tą całą Collins dla Taylor jak Jej tam... No nieważne.
-Dała Mu odejść?
-Jeszcze do Niej wróci, jak będzie potrzebował zaspokojenia. A Ona idiotka zawsze Mu wybacza.
-Głupi szmaciarz.
-Bardzo głupi. A tak poza tematem, nie zgadniesz kto idzie jutro na randkę!-Pisnęła podekscytowana Cindy.
-Pierdolisz?
-Nie!
-Idziesz na randkę?-Zapytałam szerzej otwierając oczy.
-Co? Nie!
-Oh...
-Melody idzie.
-Z kim?
-Z Josh'em.-Powiedziała dumna Cindy.
-Czekaj, Josh to ten, który zrobił dziecko Caroline?
-Nie. To był John, brat Josh'a.
-Ich rodzice są niebywale kreatywni.-Mruknęłam upijając łyk kawy.
-Najnudniejsza rodzina na świecie. A teraz radzę Ci odstawić kawę, bo jak Ci to powiem to się zalejesz!
-No to mów.-Ponagliłam Cindy odstawiając kubek.
-Carmen, wiesz, ta od kociej karmy...
-Karma dla Carmen?
-Dokładnie.
-Co z Nią?
-Jest w ciąży!-Prawie udławiłam się powietrzem.
-Z kim?!
-Nie wiem. Ale na pocieszenie powiem Ci, że Ona też tego nie wie.-Blondynka wzruszyła ramionami dopijając swoja kawę.



-Jest tu ktoś?-Krzyknęłam zdejmując z siebie płaszcz. Zmarszczyłam brwi i weszłam w głąb domu. Panowała w nim niesamowita cisza. Zajrzałam do kuchni, a dokładniej w stronę piekarnika. Podeszłam bliżej i otworzyłam drzwiczki. Założyłam na rękę rękawicę kuchenną i wyjęłam brytfankę z ciastem na blat. Uprzednio wyłączając piecyk poszłam do salonu.
-Liam? Niall? Zayn?-Miałam już w planach szukać Ich na górze, gdy na dół zbiegł Horan i poszedł do kuchni. Fajnie, że mnie w ogóle zauważył.-Gdzie są wszyscy?-Zapytałam zwracając na siebie uwagę blondyna.
-Dobrze, że jesteś. Nie słyszałem, kiedy przyszłaś.-Powiedział szeroko się uśmiechając i podchodząc do mnie.
-Zauważyłam...
-Jak było w pracy? Pewnie jesteś zmęczona. Usiądź sobie, a ja Ci zrobię herbaty i przyniosę ciasto, które upiekłem specjalnie dla Ciebie.-Blondyn posadził mnie na kanapie. Coś mi tu nie pasuje. Albo coś przeskrobał, albo chce iść sam na imprezę z kolegami. Nie zabraniam Mu tego, chociaż to się zawsze kończy tak samo. Jestem zmuszona w środku nocy jechać po zalanego do nieprzytomności Nialla. Ale to Jego życie i nie mogę Mu tego zabronić, tak? Tylko, że Horan zawsze się podlizuje, żebym Mu pozwoliła na takie wyskoki. I kolejne pytanie: gdzie zniknęła reszta?
-Niall?
-Już idę, Skarbie.-Krzyknął z kuchni, a po chwili pojawił się obok z tacą, na której stał kubek i talerz z szarlotką, którą ja uratowałam przed spaleniem.-Smacznego.-Powiedział słodkim głosem siadając na przeciwko. Dokładnie Mu się przyjrzałam. Miał na sobie białą koszulkę, granatową bluzę z brązowymi rękawami i czarne rurki.
-Okej, mam dość. Co jest?-Zapytałam stanowczo opierając się o oparcie kanapy.
-O co chodzi?-Spojrzał na mnie delikatnie marszcząc brwi, ale ten Jego pieprzony, uroczy uśmieszek nie schodził Mu z twarzy.
-To ja się pytam, o co Ci chodzi.
-O nic.
-Niall wiem, że coś jest na rzeczy. Jesteś zdecydowanie za miły.-Powiedziałam patrząc przenikliwie na blondyna. Chłopak z szerszym uśmiechem usiadł koło mnie, więc obróciłam się w Jego stronę.
-Skarbie, ja zawsze jestem miły.
-Mówisz strasznie przesłodzonym głosem.
-Bo przecież jestem mega słodki, prawda?
-Prawda, ale...
-Oh, skoro tak bardzo Ci zależy na tym, to Ci powiem.-W myślach odtańczyłam taniec satysfakcji.-Chciałem Cię przeprosić.-Powiedział delikatnie łapiąc mnie za rękę.
-Za co?
-Nooo za to, co było rano.
-Ugh, to ja powinnam Cię przeprosić. Nie potrzebnie na Ciebie naskoczyłam.
-Ey, nie przepraszaj. Ja już wszystko wiem.-Powiedział całując mnie w czoło. Spojrzałam zszokowana na Nialla. 
Co On do cholery wiedział?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz